Biohazard!

Zanim zagłębicie się w lekturę, muszę was ostrzec. Poszczególne wpisy mogą zawierać (a najprawdopodobniej będą) treści nieodpowiednie dla statystycznego "obywatela" planety Ziemia z gatunku Homo sapiens sapiens. Jeżeli należycie do szerokiego grona osób, które można w jakikolwiek sposób urazić, nie życzycie sobie, by obrażano was, wasze rodziny i znajomych, nie życzycie sobie, by obrażano wasze uczucia (czy to religijne, czy filozoficzne, społeczne, osobiste, cokolwiek sobie wymyślicie), dla własnego dobra opuśćcie tę stronę. Nie spotka was tu nic dobrego. Treść jest przeznaczona głównie dla ludzi posiadających spory zapas psychicznego dystansu praktycznie wobec wszystkiego, głównie do rzeczy i zjawisk związanych z ich osobistą strefą. Mówiąc jeszcze inaczej, blog ten może zawierać (i najprawdopodobniej będzie) treści najgorszego rodzaju, wliczając w to herezje, dewiacje, opisy szaleństwa i psychopatologii, opisy przepełnione obrzydlistwem i pełne nienawiści do różnorakich zjawisk. Będą tutaj nagminnie obrażane wasze religijne odczucia, zostaną zmieszane z błotem wszystkie wasze teorie, idee, autorytety i bogowie, których wyznajecie. Przede wszystkim będę nieustannie starał się zniszczyć was samych poprzez obrażanie was, wyzywanie, drwienie i bezcelowe szyderstwo, życzenie wam wszystkiego najgorszego, oraz permanentne podkopywanie waszego dobrego samopoczucia. Oczekujcie najgorszego. Nade wszystko, odejdźcie, póki jeszcze możecie.

czwartek, 18 grudnia 2014

wtorek, 27 maja 2014

Tunel

Żegnam was, już wiem, nie załatwię wszystkich pilnych spraw
idę sam, właśnie tam gdzie czekają mnie
Tam przyjaciół kilku mam od lat,
dla nich zawsze śpiewam dla nich gram
Jeszcze raz żegnam was, nie spotkamy się



            Rzucam to. Porzucam wszystkie ludzkie nałogi, staję się dobrowolnym, świeckim ascetą. Zostawiam bycie fajnym i akceptowanym. Zostawiam awanse społeczne, szczeble kariery, pragnienia sławy. Zostawiam duchowy rozwój, oświecenie, zbawienie, Ipsissimusy, gnozy i wszelkie inne momenty glorii i chwały. Serdecznie dość mam wszelkich zasług i zaszczytów. Niczym zziajany, spocony bezsensowną gonitwą pies ze zrezygnowaniem spoglądam na błyszczące kołpaki przejeżdżających samochodów spełnienia. Pragnę tylko rozpłaszczyć się na ciepłej kostce brukowej i wywalić swój miękki ozór w bezkształtną przestrzeń wiosennej atmosfery. Kontemplować swoją samotność. Po cóż nam miłość, prawda i poczucie szczęścia? Ja rezygnuję. Mogę tylko patrzeć smutnym okiem na ludzi z wszystkimi ich obowiązkami, potrzebami i marzeniami. Nie robi to na mnie już żadnego wrażenia. Ja odpadam. Bez dostrajania. Nie jestem radiem, by się do czegokolwiek dostrajać. Nie widzę już żadnej różnicy między światowymi, a duchowymi namiętnostkami. Wszystko to marchewki na kijach o słodko-kwaśnym smaku. Po cóż by mi były jeszcze jakiekolwiek gorycze nadziei i dziegcie resentymentu? Puszczam więc to wszystko i spuszczam się na linie samotności w mroki bezczasu. Prawdziwe wu-wei. Po co pragnąć? Po co nie-pragnąć? Jakie to ma wszystko znaczenie? Nawet nihiliści wciąż jeszcze poszukują gorączkowo sensu! Teraz nawet bezsens próbuje się ubrać w połatane czasem i pokutą szaty prawdy. Chrzanić to. Ja sobie stąd idę. A dokąd to szanowny pan zmierzać chce? Nigdzie, do cholery ciasnej jasnej! Po prostu sobie idę. Nie mam pojęcia gdzie. Na przechadzkę. Odpocząć. Wyzdrowieć. Nie robić nic całe dnie. Tylko byczyć się. Marnować talenty. Zatracać duszę. Uwsteczniać się. Spijać nudę słomką lenistwa. Karmić trolla. Chyba niczego nie pragnę. A gdybym pragnął, to byłyby to głupie i szalone rzeczy. Mógłbym pragnąć stracić pracę. Pragnąłbym porzucić przyjaciół. Zamieszkać na dworcu. Śmierdzieć jak lump. Umrzeć prawiczkiem. Podpisać cyrograf w zamian za czarne żelki haribo, których nikt nie lubi. Rozdać wszystkie pieniądze i śpiewać głupie przyśpiewki o ludziach dobrej woli. Żądze i pragnienia hasają we mnie jak zajączki w trawie, bez ładu i składu. Po co się starać, uczyć, rozwijać, uspołeczniać? Tak serio. Po co? Życie się żyje, po cholerę komplikować ten dziwaczny, zbędny i do cna bezsensowny taniec energii? Ten absurdalny, radośnie-mroczny świat naprawdę nie ma żadnej misji i celu. Wszystko pędzi jak rozszalałe prosto w stronę twardej i nieuniknionej ściany niebytu. Koniec. Dla mnie nastał już teraz. Jak wyrwana z kontaktu wtyczka. Kończy się napędzany przepływem prądu taniec trupa. Teraz może opaść, jak kutas po stosunku. Nic nie uległo zmianie. Koszmar o złotym garncu na końcu tęczy powoli zaczyna się rozpływać. Zostaje jedynie samotność. Większa i gęstsza niż kiedykolwiek wcześniej. Ale - o dziwo! - o wiele łatwiejsza do zniesienia. Może nawet, odświeżająca. Łatwa. Spokojna niczym mroczne i ciepłe łono bogini matki. Tam właśnie spoczywam. W prawdziwej, a nie tylko wyobrażonej nicości. Nie ma tam nic. Żadnego celu, żadnego zadania, czysty bezsens. Właśnie tam, tam powoli zmierzam, choć już tam właśnie i przecież jestem. 

piątek, 18 kwietnia 2014

List z (niedalekiej) przeszłości

Drogi Głupcze!
Czy twoje życie się zmieniło? Czy stałeś się bardziej szczęśliwy, bardziej zadowolony z życia, spokojniejszy, lepiej panujący nad swoimi reakcjami, bardziej spontaniczny i wyluzowany? Ja czuję, że idę w dobrym kierunku, mam nadzieję, że ten trend się utrzyma. Miłość, akceptacja, samolubstwo - oto, czego nam potrzeba. Bądź sobą, bezustannie szukaj prawdy, zawsze zdobywaj się na szczerość wobec samego siebie. Fantazjuj ile wlezie, rozmarz się bezwstydnie i bez ograniczeń, lecz nigdy się nie okłamuj. Utrzymuj pogodę ducha, zajrzyj we wszystkie ciemne zakamarki egzystencji, poznaj wszystkie szparki świadomości. Nie lękaj się niczego. Strach zabija duszę. Ale o tym już wiesz. Miłość, wiara i zaufanie do najwyższych z Bogów - Wszechświata i twej własnej Jaźni zdziałają cuda! Wszystko ma Cię w swojej opiece. Jesteś tajnym władcą tej krainy, mistrzem sprawiającym, że trawa jest zielona, czas, byś przestał uciekać od swojej własnej potęgi i mocy. Nie przesadzam. Możesz wszystko, a radość jest wyznacznikiem twej prawości. Dobrze to wiesz. Kocham Cię! Zawsze będę. Twój umiłowany sługa,
Zensho ibn Szatan