Biohazard!

Zanim zagłębicie się w lekturę, muszę was ostrzec. Poszczególne wpisy mogą zawierać (a najprawdopodobniej będą) treści nieodpowiednie dla statystycznego "obywatela" planety Ziemia z gatunku Homo sapiens sapiens. Jeżeli należycie do szerokiego grona osób, które można w jakikolwiek sposób urazić, nie życzycie sobie, by obrażano was, wasze rodziny i znajomych, nie życzycie sobie, by obrażano wasze uczucia (czy to religijne, czy filozoficzne, społeczne, osobiste, cokolwiek sobie wymyślicie), dla własnego dobra opuśćcie tę stronę. Nie spotka was tu nic dobrego. Treść jest przeznaczona głównie dla ludzi posiadających spory zapas psychicznego dystansu praktycznie wobec wszystkiego, głównie do rzeczy i zjawisk związanych z ich osobistą strefą. Mówiąc jeszcze inaczej, blog ten może zawierać (i najprawdopodobniej będzie) treści najgorszego rodzaju, wliczając w to herezje, dewiacje, opisy szaleństwa i psychopatologii, opisy przepełnione obrzydlistwem i pełne nienawiści do różnorakich zjawisk. Będą tutaj nagminnie obrażane wasze religijne odczucia, zostaną zmieszane z błotem wszystkie wasze teorie, idee, autorytety i bogowie, których wyznajecie. Przede wszystkim będę nieustannie starał się zniszczyć was samych poprzez obrażanie was, wyzywanie, drwienie i bezcelowe szyderstwo, życzenie wam wszystkiego najgorszego, oraz permanentne podkopywanie waszego dobrego samopoczucia. Oczekujcie najgorszego. Nade wszystko, odejdźcie, póki jeszcze możecie.

wtorek, 29 maja 2012

A czy wiecie?

A czy wiecie? Że właśnie mam zarzyganą podłogę, chociaż nie wiem, jak to się to stało, skoro nawet moje nazwisko zawiera w sobie *rzyg*****. Zabawne, prawda? Ja akurat nie widzę nic zabawnego,skoro moja podłoga, a dokładniej dywan - pachną złudzeniem elizyjskim. Piękno! Tak! marzymy! A i owszem, jeszcze nie śpimy.... Pa... Dokładnie w tym momencie poimy się niczym wielbłądy wielkanocne, aby przezwyciężyć trudne warunki śmierci, które zaplączemy podczas rytuału skakania - jest on ostatecznym manifestem tańca wobec białej ziemi, a dzisiaj pójdziemy rąbać na kawałki recepturę wodoru i kwantu diabelskiej energii, która podpowie o istnieniu prawdziwego chleba, który nakarmi nawet ducha lekkości... Hail Eris! 23! 616! 4412, 1236632093418, ms Qalick uncle Yes we love everything, even if you vomit in my floor! Bitch! So fucking long! Lick my little  hope, hard hope. lalalalala . . .

piątek, 24 lutego 2012

Wiedza

Żaden z mędrców mówiących o prawdzie, Bogu i miejscu człowieka w strukturze stworzenia nie był w stanie odpowiedzieć, gdzie znajduje się wszechświat. Wszyscy milczeli również, gdy zapytano ich, z jaką szybkością płynie czas. Ktoś w odpowiedzi podpalił wszystkie mapy, oraz porozbijał zegarki.

"Przepraszam Pana, zgubiłem się i nie ma najmniejszego pojęcia, gdzie jestem, mógłby mi Pan pomóc? Tak w ogóle to jaką mamy właśnie godzinę?"  

sobota, 11 lutego 2012

Knowledge and Conversation of the Holy Guardian Angel for DUMMIES

Miło od czasu do czasu przeprosić się z pogańskimi praktykami z dzieciństwa i powrócić mentalnie do czasów, gdy wierzyliśmy, że wszystko jest możliwe. Uwierzmy w istnienie aniołków i inwokujmy z pasją, często i szczerze. Niech żar modlitwy rozpali nasze przepełnione racjonalnym cynizmem serca.


Święty Aniele, Stróżu mój!
Ty zawsze przy mnie stój!
Rano, w wieczór, we dnie, w nocy!
Bądź mi zawsze do pomocy!
Strzeż Ciała, Ducha mego!
Oraz doprowadź do Królestwa Niebieskiego!
Ateh, Malkuth, Ve-Geburah, Ve-Gedulah,
 Le-Olam, Amen!

poniedziałek, 6 lutego 2012

Homo liber, Homo verus, Homo directus, Homo sincerus

Czy jesteś szczęśliwy?
Czy twoje życie cię satysfakcjonuje?
Czy czujesz radość i spełnienie?
Czy jesteś w zgodzie sam ze sobą?
Czy kochasz?
Czy jesteś autentyczny w każdej chwili?
Czy możesz bez trwogi spojrzeć w lustro i stwierdzić:
Jestem prawdziwym, szczerym i wolnym człowiekiem. Wszystko co robię, sprawia mi przyjemność. Me życie jest wspaniałą podróżą przez wieczność, ekstatycznym tańcem pośród nietrwałych zjaw materii, radosną przygodą i euforycznym, świadomym snem. Czuję spełnienie i akceptację każdego wydarzającego się doświadczenia. Przepełnia mnie moc i radość twórczego, w pełni szczerego działania. Nigdy nie ukrywam siebie, ani swych prawdziwych intencji. Nie ma we mnie zgody na szemrane kompromisy, fałszywe wymiany uśmieszków, podporządkowywanie się czyjejś woli, poklepywanie się po plecach, rytuały uległości i dominacji, branie na siebie interesu "ogółu" z którym w głębi duszy nie mam nic wspólnego.
Możesz?
Spójrz w lustro suko. Zobaczysz tam pewną twarz. Mało kto wie, do kogo ona tak naprawdę należy. Nie jesteś tym, który widuje tę twarz najczęściej. Jednak, czy któraś z osób znających tę twarz niczym swoją własną dłoń wie, co takiego kryje się za tą plątaniną skóry, mięsa i kości? Czy naprawdę ktoś to wie?
Poczyńmy bardzo ryzykowne, fantasmagoryczne założenie, a mianowicie, że wszystko co wydaje ci się, że o sobie wiesz jest prawdą i nie ma już w tobie niczego, o czym byś nie wiedział. Załóżmy, że siebie znasz. Czy jest jeszcze ktoś poza tobą, kto zna cię tak samo dobrze, jak ty sam? Czy możesz spojrzeć w lustro i raźno wykrzyknąć: "Zawsze jestem prawdziwy i szczery!"?
Ja o sobie nie mogę tego powiedzieć. A jako totalny kutas rzutujący swoje ograniczenia na resztę gatunku ludzkiego zakładam, że ty również nie wyszedłeś z tego starcia zwycięsko. Ponadto, jak powszechnie wiadomo, do Sparty wraca się tylko z tarczą, lub na tarczy, nigdy bez niej. Co to jednak dla nas znaczy? Być może to, że oto stajemy przed piekielną bramą, bezdenną przepaścią, przed obliczem śmierci, wyborem, który nie może skończyć się dla nas dobrze. Możemy próbować zapaść ponownie w sen, odwrócić się, zagłuszyć te wszystkie wątpliwości wrzaskiem. Ale ucieczka w bezradną nieświadomość tylko pogrąża nas coraz bardziej. A pewnego dnia obudzi nas ból odbytu i zauważymy wielkiego, diabelskiego kutasa, który rozerwał na strzępy cały nasz życiowy i duchowy potencjał. Być może jednak jeszcze jest szansa, ostatnia szansa, by otworzyć szeroko oczy i spojrzeć na cały ten kurewsko porozpierdalany bałagan, którym w istocie jesteśmy.
Potraktuj to jako odezwę do twego wewnętrznego anioła stróża, do twojego małego jezuska, czy ukochanej bozi. Ty jesteś zbyt tchórzliwy i zbyt tępy, by zrobić cokolwiek ze swoim życiem, ale coś wewnątrz ciebie ma taką siłę, by zdzielić twoją pizdusiowatą naturę dębowym kijaszkiem i naprowadzić cię na ścieżkę zajebistości i prawości. Można by rzec, że to twój wewnętrzny przewodnik, twój książę z bajki mający nadzieję pewnego dnia obudzić cię ze snu i rozdziewiczyć na baldachimowym łożu z pościelą w kolorze szkarłatu. Jednak najpierw musisz przestać się okłamywać. Jesteś cały obryzgany gównem i najpierw musisz wziąć pierwszą w swoim życiu duchową kąpiel, musisz zmyć z siebie wszystko. Twój problem leży w tym, że ty tak naprawdę lubisz utożsamiać się z wszystkimi odchodami, które przykleiły się do twojego ciała, do twojej - za przeproszeniem - "duszy".
Jaka jest twoja opinia na temat społeczeństwa? Przyjmijmy, że należysz do "zdroworozsądkowej większości". Społeczeństwo jest ok, jest trochę patologii, głupoty, zła i okrucieństwa, ale generalnie cywilizacja jest wspaniałą rzeczą, stworzyła moralność, podstawy człowieczeństwa, utemperowała negatywne cechy ludzkości jako takiej... No coś w tym stylu. Nie negujesz całego systemu, co najwyżej pewne jego elementy. Widzisz, ja robię na odwrót. Neguję cały system, jednocześnie dostrzegając wiele wspaniałych, cudownych i fajnych rzeczy, które powstały w jego obrębie. Cywilizacja nie jest zła sama w sobie, ale dawno temu stała się narzędziem w rękach ludzkiego szaleństwa. Społeczeństwo jako takie nie jest złe, czy okrutne, jest tylko głupie i szalone... A ty wyssałeś to szaleństwo z mlekiem swej matki. Każde dziecko jest papugującą małpką przejmującą od otoczenia wszystkie jego cechy. Owszem, tworzy z nich swój własny, niepowtarzalny wzór, ale jakie może to dać efekty, gdy wokół niego znajduje się jedynie przeciętność, głupota, szaleństwo, bezmyślna akceptacja, fanatyzm i niepokalanie myśleniem. Wrzucono cię w machiny społecznego Molocha i zmielono na pozbawioną jakichkolwiek cech mięsno-duchową papkę. Papkę łatwo ukształtować w dowolny tryb tego cywilizacyjnego mechanizmu. Spełnił się sen humanistycznych rewolucjonistów, wszyscy stali się równi. Ale masz przecież taki wybór! Możesz wybrać sobie mieszkanie, religię, dziewczynę, pracę, uczelnię, rodzaj ubrania, możesz nawet wybrać swoje poglądy i wygłaszać większość z nich publicznie (choć nie wszystkie oczywiście!).  Naprawdę, jesteś wolnym człowiekiem! Co ty tutaj jeszcze kurwa robisz?! Idź cieszyć się wolnością przyjacielu!
Twoim zadaniem nie jest jednak walczyć ze społeczeństwem, z pewnością nie teraz. To, co powinieneś zrobić wymaga o wiele więcej odwagi, niż wywoływanie zbrojnej rewolucji. To wybór między zamknięciem, a otworzeniem oczu, między niebieską, a czerwoną pigułką, między wegetacją, a prawdziwym życiem. Ale to jest niezwykle bolesne, podobnie jak w Matrixie, to co ujrzysz po przebudzeniu będzie o wiele gorsze od tego, czego doświadczałeś w świecie iluzji. Będzie też o tyle gorzej, że Neo zobaczył zepsuty, walący się świat, a ty zobaczysz zepsucie i gnicie samego siebie.
A ty kochasz siebie okłamywać! Jesteś dobry, fajny, miły, uczuciowy. Jak mógłbyś zwątpić w swoje dobre intencje? Ty nie jesteś szalony, zły i głupi, ty tylko czasami popełniasz błędy, czasem się zapomnisz, czasem stracisz kontrolę nad emocjami, ty po prostu wymierzasz sprawiedliwość! "Wiem, że nie powinienem, ale jemu się należy! Jemu można!" Jesteś taką kurwa i pizdą, brak mi słów. Wiesz co? Chuja mnie obchodzi, że pomagasz swojej babci i tak jesteś idiotą, wyjebane mam na to jak kochasz swoich rodziców, i tak jesteś tępym chujem. Możesz sobie w dupę wsadzić swoje dobre uczynki, miły wyraz twarzy, swoje pedalskie: "Siema, jak się masz, wszystko w porządku?". Pomagasz ludziom, bo ich kochasz, hahaha. I ty naprawdę w to wierzysz zjebie? Okłamuj się dalej.
Wkurwienie mnie uwolniło. To było pierwsze z doznanych przeze mnie odczuć, które napełniło mnie mocą. Wcześniej byłem totalnie zamotywowaną, bierną i płaczliwą kurwą. Nic nie potrafiłem doprowadzić do końca, tylko snułem w swojej głowie chore wizje tego, jak zajebiście będzie, gdy się zmienię, życie stanie się dla mnie łaskawsze i wydarzy się coś, co mnie w końcu uszczęśliwi. To się nigdy nie działo. Medytowałem przez tydzień i chuj, przestawałem. Zacząłem ćwiczyć, uczyć się, więcej czytać i po jakimś czasie chuj. Zawsze to samo, nigdy nie miałem siły, by coś zmienić. Z jednej strony nie czułem się spełniony i chciałem coś zrobić, nie akceptowałem tego, co się wydarzało, ale z drugiej nie potrafiłem niczego przedsięwziąć, paradoksalnie AKCEPTOWAŁEM gówno, w którym się znalazłem. Nie mam na myśli buddyjskiej akceptacji, ale brudną, cuchnącą akceptację zmielonego życiem menela, który godzi się ze swym skurwionym losem. Chciałem być bardziej uspołeczniony, weselszy, przepełniony pozytywną energią. Chciałem, by wszyscy mnie zaakceptowali i zobaczyli jaki tak naprawdę jestem w gruncie rzeczy miły i fajny. Wkurwiałem się, gdy to się nie udawało, ale czy robiłem cokolwiek realnego, by to zmienić? Zgadnijcie.
Jednocześnie przeszywały mnie poczucie winy i kurewsko słaba samoocena. Niektórzy z was mogą tego nie zrozumieć, wielu z was jest tak kurewsko zadufanych w sobie. Ale jesteście takimi samymi pizdami jak ci cisi i nieśmiali. A ja sobie beztrosko ślizgałem między stanami nadziei, pogardy, rozpaczy, mizantropii i sennych marzeń. Chciałem się zmienić, naprawdę. Po prostu brakowało mi siły. W końcu jednak coś zaczęło pękać. Najpierw przestałem dobrze spać. Stany nocnej bezsenności  stawały się coraz częstsze. Leżałem tak sobie wkurwiony, że nie mogę zasnąć i z czasem zaczęły dochodzić do mnie stłumione, prawdziwe emocje. Nie było to oczywiście przyjemne. Najpierw przybrały postać różnych lęków. Zacząłem widzieć swoje życie z innej perspektywy. Na początku zacząłem zauważać pojedyncze zdarzenia, czy moje zachowania, zobaczyłem, jaki byłem kurwa żałosny. Cierpiałem wtedy niemiłosiernie. Całe moje życie wydawało mi się stratą czasu, jebanym marnotrawstwem, pierdoloną parodią. Czułem się jak przegraniec, frajer, jebany tępy gnój, któremu należało się to, by ktoś przyszedł i zaczął z niego drwić, pastwić się nad nim. Coraz głębiej zacząłem sobie uświadamiać, jaką jebaną ciotą byłem. To wszystko w nocy, gdy zmęczony bezsennością umysł działa na zupełnie innych falach, w specyficznej formie transu. Emocje były bliższe, bardziej realne niż betonowy mur w stanie jawy. To dziwne uczucie, gdy znikąd uderza cię świadomość, że wszystko nie jest takie, jak powinno, robisz jakby głęboki wdech i doznajesz momentalnego ataku paniki. "O KURWA, CO JEST KURWA...?"
Z czasem jednak lęk, płacz, żal i pretensje wobec całego świata zaczęły ulegać nowemu odczuciu. Totalnemu wkurwieniu. "Co jest KURWA?!" nabrało prawdziwej mocy. Żal to negatywna bierność, ale wkurwienie... to negatywna aktywność na pełnej kurwie, jebany blitzkrieg. Ciężko to opisać w skrócie, ale to ulubiony stan każdego paranoika, niczemu już nie możesz zaufać. Gdy byłem bierny to była najgorsza rzecz po słońcem, wszystko było przeciw mnie. Ale eksplozja wkurwienia odwróciła tę perspektywę, to JA byłem przeciw wszystkiemu. Ciemna noc duszy, przewartościowanie wszystkich wartości, gdy widzisz wszystko z nowej, szerszej perspektywy. Im dłużej to trwało, tym głębiej zaczęło sięgać moje negujące wszystko wkurwienie. Krzyczysz, wrzeszczysz i warczysz gryząc wszystko w zasięgu twych kłów.
W tym procesie istnieją dwa wzajemnie na siebie oddziałujące prądy. Społeczeństwo i indywiduum. Z jednej strony społeczeństwo, stadna moralność i normy, sposoby zachowania się, dobro ogółu. Z drugiej Ty, ego, indywidualny byt mający własne zasady, marzenia, wartości, cele, zachowanie. Społeczeństwo daje pewien zakres wolności, określone pasmo częstotliwości w ramach których możesz funkcjonować. Dopóki nie przekroczysz granic, jest ok. Starasz się wyróżnić, ale z reguły pozostajesz w tym paśmie, a jeśli lekko je przekraczasz, to dlatego, że znalazłeś sferę, które zezwala na lekkie tej częstotliwości przesunięcie w zakazaną przez mainstream strefę (vide subkultury, czy środowiska przestępcze). Ale przecież jako istota społeczna sam jako indywiduum jesteś produktem socjalizacji i bez społeczeństwa nie byłbyś tym, kim jesteś.
Wkurwienie na społeczeństwo i wszystkie jego działania musi w końcu stać się wkurwieniem na samego siebie. Całkowite wystąpienie przeciw wszystkim społecznym normom to niezwykle psychodeliczny akt, który w gruncie rzeczy zdekonstruuje wszystkie cechy tego, co do tej pory nazywałeś swoim "Ja".
Odróżnij jednak negujące wszystko wkurwienie od pustego gniewu, który jest udziałem wielu ludzi. Większość z was wkurwia się, ale to żałosne, mało znaczące zdenerwowanie będące w istocie wyrazem słabości. Widzicie coś, co wam się nie podoba i przepełnia was gniew, bo w gruncie rzeczy chcielibyście, by to nie miało miejsca, chcecie od tego uciec. Gniew często jest przejawem bycia tchórzliwą pizdą. Natomiast prawdziwy gniew jest domeną władców, wojowników i króli. Prawdziwy gniew jest wtedy, gdy szlachetny suweren stoi na czele swej armii, mając przed sobą swych wrogów i wygłasza potężnym głosem przemówienie do swych poddanych. Zwyciężmy i roznieśmy w pył tych, którzy stoją na naszej drodze do królestwa! Prawdziwy gniew sprawia, że stawiasz czoła problemowi, a nie próbujesz go od siebie odepchnąć.
To, o czym piszę jest stawianiem pierwszych kroków na drodze do zostania prawdziwym człowiekiem, nadczłowiekiem - jeśli zdefiniować człowieczeństwo wedle obowiązujących w społeczeństwie norm. Tkwisz po uszy w systemie ludzkiego zbydlęcenia i akceptujesz swój los niczym krowa idąca na rzeź. Czasem próbujesz coś zmienić, ale jest to tak miałkie i żałosne, że może budzić jedynie śmiech politowania. Wkurwienie to terapia szokowa, potraktowanie twojego ospałego mózgu elektrowstrząsem. Musisz się obudzić i zobaczyć, że coś jest kurwa nie tak. Że właściwie to wszystko jest kurwa nie tak. Tkwiłeś w "bezpiecznym" kokonie a tu nagle okazuje się, że jest on zawieszony na cienkiej nici tuż nad w pełni aktywnym wulkanem.
Oglądasz telewizję, spędzasz wiele czasu ślęcząc w internecie, chodzisz do szkoły, na studia, lub do pracy. Tak jak wszyscy. Obyś chociaż miał jakąś pasję, którą konsekwentnie realizujesz. Ale w gruncie rzeczy i tak jesteś cipką. Twoja empatia została stępiona, zaakceptowałeś fakt, że jest chujowo, że ludzie mordują się, gwałcą i zdychają z głodu. Mało co jest skłonić cię do większego wysiłku, jakże łatwo robić wszystko po najmniejszej linii oporu. Twoje życie może nie jest szczególnie ekstatyczne, ale jest przynajmniej łatwe - hallelujah!
Gdy wkraczasz na ścieżkę, wszystko przestaje być oczywiste. W pewnym momencie uświadamiasz sobie prawdziwe znaczenie słów: "Nic nie jest prawdziwe, wszystko jest możliwe" Być może trochę prawdy odsłania się właśnie w momencie, gdy zaczynasz rozumieć, że nie ma żadnej prawdy. Nie w twoim umyśle, nie w jakimkolwiek umyśle w każdym bądź razie. W pewnym momencie niebezpieczeństwo staje się niezwykle pociągające. Gdy nauczysz się negować to,co kiedyś było dla ciebie najcenniejsze, znajdziesz się znacznie bliżej realności.
Motywacja, determinacja, siła ducha. To właściwie tego na początku potrzeba najbardziej. Jednak gdy odważysz się spojrzeć i zobaczysz prawdę, gdy dotrze do ciebie, co ty właściwie odpierdalasz, coś w tobie pęknie, nie będzie już odwrotu, nie padniesz z powrotem na legowisko z resztą baranków bożych. To jak pożar pierdolonego mieszkania, w jednej chwili wszystko co dotychczas znałeś staje w płomieniach i chcąc nie chcąc, nieważne jak zmęczony byś był po całym dniu zapierdalania, rzucisz się w wir walki z żywiołem. Nie ma już chcę/nie chcę. Wszystko dzieje się samo. Musisz tylko zobaczyć w jak wielkiej dupie jesteś. Samozadowolenie jest pieprzonym wrogiem, ale możemy sobie to mówić pokoleniu dzisiejszych narcystycznych pseudo hedonistów szukających łatwych wrażeń i braku stresu. 
Spójrz na swoje życie, czy to twoje wymarzone życie? Będziesz tak żył do końca swych dni, czyż to nie przyjemne? NIE KURWA, NIE! MOJE ŻYCIE TO PIERDOLONY STEK KŁAMSTW, JEBANA PATOLOGIA, NIELUDZKA NUDA, BRUD, BRAK PERSPEKTYW, ZGNILIZNA, BROCZĄCY ROPĄ KUTAS I ZATĘCHŁA KLATKA!!! MUSZĘ SIĘ KURWA UWOLNIĆ, JEBANI ILUMINACI WYPRALI MI MÓZG, NIE WIDZIAŁEM TEGO JAK CHUJOWE JEST MOJE ŻYCIE, DUPA, KURWA, CHUJ!!! Wkurw się, przestrasz się, popłacz się, cokolwiek cipko. Masz tylko przejrzeć na oczy i zobaczyć, czym stała się twoja egzystencja. Porównaj to ze swoim życiem, gdy byłeś mały, miałeś 6, 5, 4 i mniej lat... Wtedy byłeś władcą, teraz jesteś cipą. Zniszczono cię, teraz sam musisz się odbudować. Niechaj spłonie wieża Babel i pomieszają się wszystkie języki, wtedy na zgliszczach wybudujesz nową świątynię z cegieł prawdy, szczerości i światła. Przestań słuchać zatrutych języków. Nie daj się podporządkować, niech nie zwiedzie cię pozorna przenikliwość ich zdrowego rozsądku. To pierdoleni kłamcy. Tylko w szaleństwie jest metoda. To nie jest żadna pierdolona zabawa, żadne masturbowanie się samodoskonaleniem, to kurewska walka o twoje przetrwanie! Umrzyj, albo UMRZYJ skurwielu. Wybór należy do ciebie.

poniedziałek, 30 stycznia 2012

Zimne zwłoki na twym talerzu

Dziś ponownie wejrzymy za kulisy eksperymentu o roboczej nazwie "Totalne szaleństwo". Tym razem na naszym szwedzkim stole pojawi się danie przygotowane na zimno. Mam nadzieję, iż zdołacie przeżuć je ze smakiem.

3… 2… 1… 0…! BANG! Zaczęło się, znów wróciliśmy na pola szaleństwa, przynosząc ze sobą torby z zakupami dokonanymi w hipermarkecie „normalnego życia”. Stoję obracając się we wszystkie strony sfer swojej osi, powoli wysypuję z ekologicznych torebek zakupione wspomnienia. Przyglądam im się bacznie i zastanawiam się, co jest kurwa nie tak. Dlaczego nadal muszę zachowywać się jak pierdolony niewolnik, czy moje emocjonalne reakcje nadal muszą wibrować na poziomie podartej pizdy? Czuję to, kurwa czuję to… Ten czający się za rogiem świadomości stan wewnętrznej wolności. Soczystą niezależność, sprężystą siłę, promieniującą moc, nieokiełznaną radość, szaloną miłość… Ostateczną wolność. Ona istnieje, czuję ją. Nie chodzi już nawet o wyobrażenia, tych mam w swej głowie w pizdu. Ale o coś prawdziwego, nienamacalnego, jednocześnie tak oczywistego. Moje ego coś ukrywa, moje reakcje coś ukrywają, coś się ukrywa… Podobno mnie nie ma, ale tego jeszcze nie wiem, kilka razy to dostrzegłem, ale nie przejrzałem tego na wskroś, raczej dojrzałem cień we mgle. A teraz siedzę i wariuję, znów muszę otworzyć swój umysł zakrwawionym szpadlem i rzucić się w wir jego zawartości. Ach… To takie piękne i okrutne jednocześnie. Sam fakt, że mogę swobodnie wziąć udział w tej podróży w głębię swego szaleństwa sprawia, że czuję nadludzkie szczęście w porównaniu z miliardami nieszczęśników nie mogących ujrzeć prawdziwej twarzy swych umysłów. Żywe organizmy służące jako baterie i przenośne dyski dla mentalnych memów żyjących własnym życiem. Mem kościoła rzymsko-katolickiego, mem islamu, mem kapitalizmu, memy dobra i zła. Inteligentne małpy siedzą w klatkach, których pręty są wytopione z takich pojęć jak: oto jest prawda, ta wiara jest słuszna, oto szczęście, oto twój wybór, oto twój los, oto ty, oto twoje zbawienie, oto twój spokój, oto twoja racja… To takie szczęście, móc wyrzygać swój umysł, zanurkować w wymiocinach pojęć, emocji, mentalnych imperatywów… Widzę was, widzę to wszystko. Oto wydarza się widzenie. Skaczę więc, nawet nie wiem gdzie. Kurwa. Hm… Nic? Czym jest to jebane życie? Dalej nic nie wiem, coraz mniej wiem. Wierzyłem, że mój światopogląd jest stworzony z litego złota, lecz subatomowy mikroskop mej świadomości przejrzał przez złudzenie i dostrzegł, że to, co wydawało się niepodzielne i niezniszczalne zbudowane jest z przypadkowych atomów pojęć, protonów emocji, neutronów naśladownictwa, elektronów wspomnień… One również nie były niepodzielne. Wszystko się rozsypało, niczym wysuszona figura piaskowa, która miała być zrobiona z litego złota. Siedzę więc i mówię nie! Nad niczym nie mam kontroli. Patrzę na wspomnienia i widzę, że moje reakcje są sztuczne, wyuczone, banalne i nieprawdziwe. Nie mam na nie wpływu, wszystko samo się wydarza. Wkurwia mnie to, ale czy to też nie jest wyuczoną reakcją? Tylko, gdy jestem sam, wychodzą me prawdziwe uczucia. Wtedy mój układ nerwowy nie odczuwa presji dostosowywania się do zewnętrznego środowiska i pojawia się coś na kształt szczerości. Widzę swe egotyczne reakcje, wynikające z tresury, strachu, poczucia winy, wdruków i niepewności. Aaaaaaaaaargh! Gdy uświadamiam sobie, że jutro zacznę kolejny dzień życia i spotkam pewne osoby, przy których znów schematy moich zachowań dadzą o sobie znać… Mam ochotę się kurwa powiesić! Dlaczego do chuja? Czy tak trudno się przeprogramować? Czy piętno odbite na mych neuronach jest tak trudne do zmazania? Czy nie mogę przestać zachowywać się jak robot i zacząć żyć jak prawdziwa ludzka istota w każdej pierdolonej sekundzie swojego życia? Chuja mnie obchodzi zło. Chuja mnie obchodzi to, że mogę zachorować na raka, stracić nogę w wypadku, mieszkać na śmietnisku, stracić wszystko, na czym mogłoby mi kiedykolwiek zależeć. To, co mnie martwi to fakt, że mój organizm jest jak flaga na wietrze, jak gówno w odbycie kształtowane przez włożonego w dupę kutasa. Że rządzą mną chujowe reakcje, nad którymi nic nie ma kontroli. Jesteś kurwo opętany, rządzą tobą demony, z których istnienia nie zdajesz sobie nawet sprawy. Gdy demony wychodzą na wierzch, większość się martwi, zamiast się cieszyć. Co za debile. Nie wiedzą, że nie zostali opętani przed chwilą, ale byli opętani od zawsze, po prostu demony działały w ukryciu. Jeżeli demony wychodzą na wierzch i manifestują swoje istnienie, znaczy to, że poczuły się zbyt silne, lub zostały doprowadzone do ostatecznego aktu desperacji. Moje demony czasem wyściubiły kawałek głowy na wierzch. Zauważyłem to. I teraz sam schodzę w dół, by im się przyjrzeć w ich naturalnym środowisku. Cóż za gówniana parada się tam wyprawia, prawdziwa orgia. I mam ochotę wykrzyknąć: Pieprzcie się! Chuja tam, już nie macie nade mną władzy, to nie wy mnie kontrolujecie, to nie ja was kontroluję, chuj wam w dupę! Niechaj kontrola sczeźnie w alchemicznym piecu! Aaaaaaaaaaaaargh! To nawet nie boli, ale jest dziwne i w jakiś sposób trudne. Pozornie nie ma nic, choć często to co wydaje się martwe, odradza się, gdy nadarza się ku temu dobra okazja. W „normalnym życiu” często dokonuje się weryfikacja twej rzekomej wolności. Wydaje ci się, że oto osiągnąłeś góry oświecenia, a wystarczy jedna realna sytuacja w twym życiu by pokazać ci, że nadal tkwisz w tym samym gównie. Potrafisz się jedynie oszukiwać. Czas już przestać próbować poczuć się bezpiecznie. Niebezpieczeństwo kurwa, niebezpieczeństwo! Żyj niebezpiecznie, spójrz śmierci w jej zapijaczone oczy, przeklnij na równi Boga i diabła! Pierdolić pozory, pierdolić spokój ducha, pierdolić dobre samopoczucie! Jest chujowo!!! Umrę w każdej chwili! Wszystko co się wydaje prawdą, jest pierdolonym kłamstwem! Żyję jak jebany niewolnik! Nie chcę już tak żyć! Jebać bezpieczeństwo! Chcę skoczyć w przepaść anihilacji! Chuj ci w dupę szatanie, jesteś najgorszą cipką spośród wszystkich pizd. Jebaj się Boże, pierdoli mnie twój boski plan i twoje przepełnione pedalstwem zbawienie. Zatracenie to jest to! Hahahahaha! Pierdoli mnie wszystko to, na czym wam zależy! Rozumiecie to kurwa? Niestraszne mi wszystko to, co w was wzbudza nieopisaną trwogę! Nie boję się niczego! Jestem wolny od wszystkiego! Jestem BOGIEM głupcy, jestem BOGIEM!  Hahaha, nigdy nie zrozumiecie. Czyż robak może zrozumieć nadczłowieka? „Kimże on jest, który śmie nie bać się słońca i nie chce tak jak my taplać się pod ziemią w błocie, które jest jedyną prawdą i jedynym zbawieniem?” Przejrzałem was głupcy, albowiem przejrzałem siebie. Byłem wielkim głupcem. I nadal nim jestem, ale w porównaniu do was jestem jednookim w krainie ślepców. Właściwie to, dlaczego nie? Dlaczego nie? Wyjdźmy dla zabawy na balkon i skoczmy z drugiego piętra na pierdoloną ulicę. Robiłem to już w snach, jakże to miłe uczucie, spadać w dół z dużej wysokości i lekko wylądować na stopach, niczym mangowy bohater, w stylu Son Goku! Spróbujmy tego w realnym życiu. Czyż właśnie do tego zmierza szaleństwo? Do samozniszczenia? Czy zaiste ludzka istota może świadomie wybrać piękno samounicestwienia? Czy w ogóle… jest co unicestwiać? Czy ktoś z was cipki w ogóle tęskni jeszcze za DOMEM?! Gdzie jest nasz dom tak w ogóle? Tutaj, na ziemi? Po śmierci, jak chciałyby religijne lesby i pedały? W nicości, jak chcieliby wykastrowani buddyści i ateiści? A może w mitycznych, wyobrażeniowych, astralnych i archetypowych światach, czego oczekują niektóre elfie pizdy? Gdzie kurwa? Jak kurwa? Chcę wam teraz zaserwować swoje szaleństwo na zimno. Schłodzone niczym dobre whisky. Szaty roztańczonego Shivy chwilowo zmieniam na maskę Hannibala Lectera. Mój arcyprzenikliwy wzrok kontempluje jebaną rzeczywistość dostrzegając jednocześnie bezsens spierania się z czymkolwiek. Od jednej strony nacierają naziści, od drugiej komuniści, a ja mogę tylko usiąść na dachu pomiędzy i ze szklanką mocnego alkoholu w dłoni obserwować, jak wspólnie wyrzynają mnie i siebie nawzajem. Jakże wiele zależy od pierdolonych emocji! Raz człowiek rzuca się ze śmiechem na rzeczywistość przekonany, że może pokonać wszystkie przeszkody, by za chwilę usiąść w apatii i wyprzeć się wszystkiego tylko po to, by po kolejnej zmianie nastroju drżeć w pokoju w obawie, że po wyjściu na zewnątrz źdźbło trawy zdekapituje jego głowę. To wszystko czyni nas naprawdę wkurwionym. Uśmiechamy się diabolicznie, wyciągamy nasz ulubiony skalpel i powoli, uważnie tniemy skórę piskliwego Golluma. Ach, nie GOLLUM NIE, to BOLI! Zostawić Smigola!!! SSSSSSSKARBIE! Dobry Gollum, zły Smigol, popastwimy się trochę nad twoją żałosną istotą… Czyż to nie łatwe i przyjemne przelać swoją nienawiść na słabe i godne naszej pogardy stworzenia? Jak bardzo lubicie wymierzać „sprawiedliwość” tym pozbawionym dusz bestiom i zwierzętom? Jakże to wspaniale dobrze się poczuć, och spójrzcie na tą żałosną kreaturę, teraz na mnie, znowu na nią i jeszcze raz na mnie. Siedzę na gównianym tronie. Czcijcie mnie! Aż chce się rzygać… Czy wy kurwy naprawdę NIE WIDZICIE tej pierdolonej różnicy między elementami waszej realnej i skurwionej natury? Ludzie-szczury zatracili swoją miłość, swoje współczucie, swoją empatię, swoją szczerość, swoją wolność, swoją twórczość, swoją radość. Grzebią teraz w cywilizacyjnym śmietnisku w poszukiwaniu konsumpcyjnych odpadków. Bierzcie i grzebcie w tym wszyscy. Oto dajemy wam wolność mówią szczurzy przywódcy. Wybierzcie odpadki, w których będziecie żyć. Zgniłe jedzenie, zgniłe towary, zgniłe tradycje i zgniłe nawyki. Wasze mózgi gniją razem z gównem, które tam składujecie. Kurwa, jeszcze nie jestem szczęśliwy i łeb mnie napierdala! Ale wiem, co mi pomoże, wpierdolę jeszcze do głowy trochę tej pokrytej pleśnią religii, zaleję rozmoczonym kałem porad z Cosmo i zagryzę deserem z rozkładających się zwłok filozofii i wtedy ból na pewno przejdzie! Na pewno! Nauczyli nas babrać się w gównie i robią z nas Piłatów, gdy chcemy odeń obmyć ręce. Jakimiż jesteśmy debilami, że dalej dajemy się ruchać temu zbiorowemu, trędowatemu planktonowi. Chuj tam, chuj tam! Wszystko jest w porządku! Fajno jest, zabawa na remizie! Nastoletnie bachantki pociągną wam druta w rytm disco-polo, UMCA, UMCA, cyk, cyk! Hail Hitler, czy tylko ja widzę, że warto znów rozpalić krematoryjne piece? Szerzmy nazizm i pedofilię kurwa! Nie, no żartuję. Wcale nie. Nie? Hmmm… Sami już widzicie, jak zwichrowane obrazy mogą powstać w głowie szaleńca pogodnie kroczącego ku zatraceniu. Ogień mego wkurwienia i tak dopadnie was wszystkich, spłoniecie suki razem ze mną! Hahahaha! Wesołym i szalonym. Wejdźmy więc w nową fazę. Po nietzscheańsku przewartościujmy wszystkie swoje wartości. Czyż potraficie jeszcze spojrzeć na rzeczywistość z zachwytem szaleńca? Czy aby przypadkiem nie stało się tak, że ten cały show waszego życia nie zdążył was już kurewsko znużyć? Czyż nie staliście się zblazowanymi i cynicznymi pedałami, znudzonymi sobą i wszechświatem? Turlacie się więc w emocjach, choćby negatywnych, choćby w zgrzytaniu zębami, niekoniecznie waszymi. Śmiejmy się, patrzcie jaki fail, haha! Coś musimy w końcu CZUĆ! Czy nikt już nie potrafi spojrzeć w niebo i śmiać się z samego siebie zupełnie bez celu? Mohery jednak rację mają, pasa i wojny wam trzeba, wyrodne kurwy. Ma emocjonalna równowaga… hahahaha, macie rację, nic takiego nie istnieje. Gdy jednak skończy się rzygać, trzeba wytrzeć usta i napierdalać do przodu. Zamykamy magiczne wrota pokurwionej krainy i przez króliczą norę wracamy z powrotem do normalności. To była miła przejażdżka, czyż nie?

czwartek, 26 stycznia 2012

Biegnij na wszystkich swych łapach.

Spójrz na ludzką cywilizację. Jest ona świątynią dwóch bogów: Znanego i Bezpieczeństwa. Ludzkie miasta to klatki, ciała tych dwóch bóstw. Urodziłeś się tutaj, pośród betonu, plastyku i szkła. Tutaj jest bezpiecznie, mury i ulice miast, ściany i sufit twego mieszkania - wszystko to jest substytutem łona matki. Nie musisz się już bać, jesteś bezpieczny. Nie musisz się już bać, wszystko tutaj znasz. Ludzkość oddaliła śmierć poprzez służby bezpieczeństwa i porządku publicznego, opiekę zdrowotną, system pracy i emerytur, sądy i więziennictwo. Nie musisz już narażać życia polując, mięso kupisz w sklepie. Jakaż mała cena za te udogodnienia, jedynie twoja wolność i twoje szczęście. Ale nie wgłębiajmy się dzisiaj w tryby mechanizmów społecznych. Spróbujmy w zamian opuścić  granice zamieszkane przez bogów cywilizacji.
Nie tylko skrawki Ziemi zostały ucywilizowane przez człowieka na "swój obraz i podobieństwo". Podobna rzecz przydarzyła się twojemu umysłowi. Zostałeś "uczłowieczony" dokładnie tak samo samo, jak gęsty las. Trawa została zalana betonem, drzewa zmieniły się w przepędzające mrok latarnie. W twoim umyśle również nie rośnie już trawa. Nie w tych rejonach twojego umysłu, po których zwykłeś stąpać. 
Wybierz się więc w podróż w niepoznane rejony umysłu. Głęboko w tobie ukryty jest skarb, którego nikt nigdy nie zdoła przywłaszczyć, poskromić, wygładzić. Gdzieś tam w rejonach twej nieświadomości rośnie gęstwina rozszalałych krzewów, hulają dzikie bestie, tańczą rozpalone halucynogennym ogniem z grzybowego kotła czarcie wiedźmy. Zawyj jak wilk i odnajdź swą ukrytą, zwierzęcą naturę.
Oddalam się coraz bardziej. Zapomniałem już, jak wyglądają budynki, tarasy, mechaniczne pojazdy. Idę boso, a ziemia wokół mnie zaczyna się coraz bardziej zielenić. W końcu docieram na skraj wielkiej puszczy. Gałęzie dwóch drzew stojących przede mną odchylają się tworząc przejście. Słyszę tajemniczy głos: "Aby wejść, musisz być nagi, ubrania i ludzkie ozdoby są obrzydlistwem w oczach świętego lasu." Rozbieram się więc, by stać się godnym wkroczenia w leśną gęstwinę. Wchodzę i odurza mnie zapach kwiatów. Sprawiają one, że zapominam o mym życiu w świecie cywilizacji. Idę dalej, wokół mnie czmychają małe zwierzęta. Im dalej w głąb, tym dziksze stają się drzewa. Przestają przypominać równo przycięte krzaki z parku. Ich gęste gałęzie  wiją się na wszystkie strony, niczym odnóża pająka, lub ramiona artretyka. Igły i kolce ranią moje ciało. Lecz nie sprawiają mi bólu, razem z mą krwią broczą moje "ludzkie" nawyki. Wokół mnie bagna i ruchome trawy. W brudnych wodach widzę ogniki czyichś oczu, na ich taflach majestatycznie falują dłonie o chudych i długich palcach, próbujące upodobnić się do liści. Idę dalej. Widzę dziwaczne cienie zwierząt, błyszczące w mroku kły i pazury. Docierają do mnie warkotliwe pomruki. Nie mam przy sobie niczego, co mogłoby mnie ochronić. Wszystko, co potrafiłem, czego się do tej pory nauczyłem, tutaj stało się zupełnie bezwartościowe i nieracjonalne. Mój instynkt przetrwania zresetował się. Nie znam niczego, co mogłoby mi pomóc. Stałem się bezbronny, niczym noworodek. Lecz nic mnie nie atakuje. Bestie warczą głośniej jedynie, gdy za bardzo się wychylę w którąś ze stron, jakby prowadziły mnie po niewidocznej ścieżce. Tutaj nie ma wszakże dróg, każda strona wygląda tak samo, dziko, chaotycznie, naturalnie. Przede mną ściana drzew tak gęsta, że nie mam szans się przez nią przedostać. Jednak tuż przy samej trawie gałęzie się rozwierają i otwiera się małe przejście, w sam raz dla średnich rozmiarów zwierzęcia. Znów słyszę głos: "Aby iść dalej, musisz wyprzeć się swego człowieczeństwa. Poświęć swe dłonie, służące twemu gatunkowi do tkania pajęczyny kultury, niechaj zmienią się w łapy, niechaj twój kręgosłup przyjmie pozycję horyzontalną, niechaj twój mózg przybliży się do łona ziemi, które wydało twój gatunek na świat" Pochylam się więc i raczkuję przez gęstwinę niczym niemowlę, niczym nieporadne zwierzę. Uświadamiam sobie, jak żałośnie muszę wyglądać w takiej pozycji, daleko mi do szlachetnej zwinności tańczących na czterech łapach sarn i wilków. Twarda gleba rani me dłonie, całe me ciało staje się poharatane przez bezwstydne ciało lasu. W końcu jednak przebijam się przez kolczasty żywopłot i docieram na niewielką, lecz wypełnioną przestrzenią polanę. Korony drzew nie przepuszczają tu światła słonecznego, ale i tak jest tutaj jasno.  Jest tutaj także jezioro, kilka drzew, płonie wielkie ognisko, wokół którego tańczą dziwne postacie. Pod największym z drzew wyleguje się dziwny stwór, ni to kozioł, ni to człowiek. "Satyr..." - przemyka mi gdzieś w głowie. Podchodzę ostrożnie, dalej na czterech "łapach". Kozioł jakby uśmiecha się do mnie i gdy zaczyna mówić poznaję jego głos: "A więc jednak tutaj przyszedłeś. Posłuchałeś mego wezwania. Większość uznaje me wołanie za objaw demonicznego opętania. Czy jesteś gotów poznać swą pierwotną naturę?"
- Kim jesteś? - pytam nieśmiało.
- Nadano mi wiele imion, niektórzy nazywali mnie Panem, inni Bachusem, jeszcze inni Dionizosem. Dawniej określano mnie mianem węża, ktoś uznał mnie nawet za Prometeusza. Płonący krzew to również ja. Ostatnio jednak mym najpopularniejszym przydomkiem stały się określenia diabeł, lub Szatan, twoja cywilizacja wyrzekła się mnie, więc nie mam już u was tak dobrej prasy, jak kiedyś...
- Nie rozumiem... jesteś dobry, czy zły...?
- Hahahaha! Głupiś jeszcze mój synu, nie poznasz mnie próbując określić mnie swoimi fantastycznymi, prymitywnymi kategoriami. Mogę ci tylko powiedzieć, że jesteś mym synem, częścią mego ciała, przebłyskiem mej duszy, przejawem mej woli życia. Ale utraciłeś ze mną kontakt, gdyż utraciłeś kontakt ze swym prawdziwym wnętrzem.
- Jesteś mym stwórcą?
- Zaprawdę, cywilizacja stępiła ludzki umysł do granic możliwości. Nie zrozumiesz mnie myśląc w cudacznym dogmacie przyczyny i skutku. Nie da się określić mej prawdziwej natury, która w istocie jest zarówno przyczyną jak i celem "twojego" życia. Śmierć nie istnieje, podobnie jak nie ma początku i końca. Przestrzeń, czas, dualizmy podmiotu-przedmiotu, żywego-nieożywionego, przyczyny-skutku, całości-części, starszego-młodszego są jedynie wyobrażeniami twego kulawego umysłu. Jeśli chcesz mnie ujrzeć, musisz je porzucić.
- Nie rozumiem.
- Wkrótce zobaczysz, o czym mówię... Podejdź teraz do ogniska i napij się z garnca. To cię przygotuje do podróży. Daj się poprowadzić mym bachantkom.
Podchodzę więc do ognia i nabieram dłońmi dziwacznego płynu. Ciepło wywaru grzeje mój żołądek.
- Oto dar natury dla człowieka. Niechaj święte grzyby, zbawiciele twego ducha, którzy poświęcili swe ciała dla twego oczyszczenia prowadzą cię - szepce mi do ucha piękna bachantka.
Wszystko zaczyna wirować, zaczynam rozumieć znaczenie aktu prawdziwej komunii świętej. Ciało bogów w mym żołądku przygotowuje świątynię mego ciała do spotkania żywego ducha świętego. Święta komunia, Soma, wino Dionizosa, Ambrozja... Tańczę wokół ogniska wraz z bachantkami, szaleję, mój umysł zrzuca z siebie wszystkie szaty. Dopiero teraz widzę, ile warstw odzienia chroniło mój umysł przed nagością ducha. Bachantki śpiewają wesoło: "Zrzuć ubrania, zrzuć wędrowcze! Niechaj duch do ciebie dotrze! Nagie ciało, nagi umysł! Cóż się stało, duch się umył! Oczyść wnętrze swej świątyni! Nasze ciało to uczyni!"  Wpadam w dziki szał, bogowie przemawiają do mnie językiem, którego zapomniałem już dawno temu. Moje ciało porasta futrem, zmieniam się w wilkołaka, wyję do księżyca, wyję przywołując coś dawno zapomnianego i utraconego. Po wielu godzinach dzikiego tańca padam na ziemię. Bachantki zbierają się wokół mnie i zaczynają masować moje członki. Gdy wszystkie elementy mego ciała zapadają się w otchłań rozluźnienia, zaczynają składać pocałunki. Całe me ciało płonie ogniem namiętności ich ciepłych, mokrych ust. Jedna z nich delikatnie ssie me przyrodzenie. Zapadam się w rozkosz, ich pieszczoty docierają do najbardziej ukrytych głębin mego serca. Mój duch pierwszy raz w życiu poczuł się bezpiecznie i radośnie. Widzę, jak pochyla się nade mną dobra twarz mej Matki Ziemi. Czuję jej dotyk i słodycz jej nektaru, karmi mego ducha swą potężną, miękką piersią. Wszystkie potwory i demony zamieszkujące dotąd mój umysł uległy rozpuszczeniu w kontakcie z dotykiem jej matczynego ciała. Otwieram swe oczy. Została przy mnie tylko jedna bachantka, uśmiecha się do mnie.
- Poznałeś swą matkę, teraz poznasz swego ojca - szepce mi do ucha pięknym głosem - będzie ci ciężko, ale tylko poznając ojca będziesz mógł w końcu dorosnąć i zostać mym kochankiem.
Zbieram się więc i opuszczam polanę. Wkraczam w mrok, tutaj czyha na mnie wielkie niebezpieczeństwo. Stoję wyprostowany, pierwszy raz uczę się intuicyjnie jak zacisnąć palce w pięść. Warczę, by dodać sobie otuchy. Idę przed siebie. Wokół mnie zbierają się straszliwe, ukryte w mroku demony, widzę jedynie ich lśniące oczy. Idę przed siebie. Coś rzuca się na mnie, odpycham to i uderzam pięściami z całych sił, owłosiony demon leży na ziemi, lecz nadal próbuje mnie rozszarpać. Rzucam się na niego i znalezionym na ziemi kamieniem rozłupuję mu czaszkę. Następnie wypijam jego krew i obmywam w niej całe swe ciało, by inni mogli zobaczyć me zwycięstwo. Po drodze pokonuję wiele bestii, wszystko to dodaje mi sił, hartuje mego ducha. Zaczynam powoli odczuwać w sobie moc Ojca. W końcu docieram na skrytą w ciemności polanę i widzę swego Ojca siedzącego na tronie. "Zabij mnie! Tylko tak przejdziesz inicjację!" - krzyczy do mnie. Walczymy ze sobą, moja pięść przeciwko jego pięści. W końcu przegryzam jego gardło i kąpię się w jego krwi. Chcę zawrócić, lecz słyszę jego gromki śmiech. Odwracam się. Nic mu nie jest, nawet nie walczył ze mną na poważnie. Głaszcze mnie po głowie, czuję wielką dumę. "Brawo, mój synu, teraz nauczę cię wszystkiego!". Pod jego nadzorem wzmacniam swe ciało i hartuję ducha. Uczę się polować, bić, manipulować naturą. "Wykorzystuj te dary jedynie do ochrony siebie i swych bliskich" poucza mnie. "Wszyscy twoi przeciwnicy są w istocie twoimi przyjaciółmi, zwierzyna na którą polujesz pozwala ci się złapać, szanuj ofiarę, którą dla ciebie popełniają" W końcu wracam na polanę Pana.
- Wróciłeś! - ma bachantka rzuca się na moją szyję. Składa dzikie pocałunki na mych ustach - Lecz musisz jeszcze poznać swych dziadków, by móc mnie posiąść.
Idę więc w stronę ogniska, czeka tam na mnie rada starszych, siwowłosi mędrcy palą spokojnie swe drewniane fajki. Siadam naprzeciw nich i słucham ich w milczeniu. Poznaję swe dzieje, do momentu narodzin pierwszego człowieka. Poznaję całą ich wiedzę, uczą mnie, jak z niej korzystać. Na końcu częstują mnie swym własnym napojem, który wprowadza mnie w świat magii i duchów. Zostaję szamanem. Wracam do swej bachantki.
- Twa matka uczyniła cię człowiekiem, twój ojciec wychował cię na wojownika, twoi dziadkowie przekazali ci mądrość, byś mógł stać się szamanem. Teraz w końcu mogę uczynić cię swym kochankiem.
Dotykam jej jedwabistych włosów, całuję jej usta, dotykam piersi. Mój język wgłębia się w jej soczyste łono, jej usta konsumują mego twardego kutasa. Poznaję każdy milimetr jej ciała, tak jak ona poznaje moje ciało.
- Możesz teraz uczynić mnie dziewicą. Nasze dusze oczyszczą się, gdy rozpalimy ogień w piecach naszych ciał.
Wchodzę w nią delikatnie.
- Tak długo, jak będziemy razem, nasz duch będzie czysty, wlej swe boskie wino w mój boski kielich, a poznasz, czym są zaślubiny bogów.
Nasze ciała drżą z rozkoszy i resztki brudu uciekają przed ogniem naszej miłości. Poznaję prawdziwą tajemnicę niepokalanego poczęcia, oraz sekret duchowego dziewictwa, który został tak okrutnie przeinaczony w mej dawnej kulturze. Jednocześnie trawi nas ogień rozkoszy, całe jej ciało pokryło moje nasienie. Żyzne soki jej łona w podobny sposób pochłaniają moje ciało. Stajemy się jednym. Zostaliśmy oczyszczeni, staliśmy się pełni, przeszliśmy ludzką inicjację. Leżymy wokół siebie, przytulamy się. Pieszczę jej piersi, które są piersiami wszystkich matek, wszystkich kochanek i wszystkich córek. Dionizos przywołuje mnie do siebie.
- Oto stałeś się człowiekiem, lecz teraz ponownie musisz zedrzeć z siebie te szaty.
Kozioł podaje mi swój napój.
- Oto kolejna inicjacja, tym razem opuścisz to, co ludzkie i wejdziesz w krainę tajemnicy życia.
Piję powoli, zaczynam zatracać się, opuszczam swe ludzkie ciało. Ponownie porastam futrem, tym razem małpim, mój umysł przestaje funkcjonować, nie ma już we mnie człowieka, jedynie zwierzę. Gnają mnie instynkty, pragnienia, beztroska zabawa. Wydaję z siebie niezrozumiałe dźwięki. Czuję, jak coś wrzuca mnie do jeziora, pływam w nim, wyrastają mi skrzela, cofam się... Jestem pojedynczą komórką, jestem laską Kaduceusza, staję się informacją DNA. Widzę prawdziwą twarz Dionizosa, zaprawdę, jesteśmy jednym! Budzę się. Zostałem zupełnie sam. Polana jest pusta. Uśmiecham się. Idę teraz poszukać swego umysłu. Widzę jego źródło. Biorę w swe ręce grzyba rosnącego na drzewie. Teraz jestem gotów zerwać go z tego pnia poznania dobra i zła. Ogarnia mnie szaleństwo, stwarzam materię, przestrzeń, czas, prawa fizyki, liczby, pojęcia, bogów, świat, samego siebie. Wszystko zostaje na powrót stworzone. Wracam... Daleko, na horyzoncie widzę pierwsze wychylające się zza mgły budynki... 

czwartek, 19 stycznia 2012

Tryumf szaleństwa!!!

Dziś przedstawię tekst, przy którym moje wcześniejsze wpisy sprawiają wrażenie poprawnych politycznie wierszy o miłości napisanych przez 12 letniego ministranta. Jest to rodzaj "czarnej" prozy, manifestu, okultystycznego eksperymentu przesuwającego granice wszystkiego, co uznaje się za normalne. Krótko mówiąc, inwokacja szaleństwa! Pozbawiona logiki, jakiegokolwiek porządku, bezwstydna i uber bluźniercza. Jeśli ktoś czytał kiedyś przez przypadek któryś "Kalejdoskat" autorstwa znanego w pewnych bardzo specyficznych środowiskach 282 i spodobał mu się, powinien poczuć się jak w domu. Miłej lektury.

Cóż się dzieje na Fortecy? Cóż się dzieje? Cóż się pali w starym lesie? Cóż się pali? Cóż znów gnije w pańskich lochach? Cóż znów gnije? Nie, nie, kurwa nie! Słabość się toczy, wyciąga swe odnóża, wbija pijawki w płaty umysłu, spija krew. Świetlistą krew! Barbarzyństwo! Barbarzyństwo powiadam! Oto, czym jest wasz brak Barbarzyństwa! Barbarzyństwem! Oczy zamglone, szukają prawdy, a widzą jedynie eteryczne zjawy umysłu. Dość już! Dość kłamstwa i obłudy! Obnaż się chorobliwa kurwo! Zerwij wszystkie szaty rzeczywistości i gwałć ją! Gwałć ją od tyłu, gwałć ją na wspak, szarp za jej włosy i miętoś brutalnie jej cycki, rozdrap jej ciało i spijaj krew z jej ran, wsadź kutasa w jej mordę i zgwałć jej usta, wsadź rękę w jej tyłek, wyjmij żołądek i założywszy go niczym kondoma na swe prącie wsadź kutasa prosto w jej mózg. Chujem trepanacja, tak, tak… Gwałć rzeczywistość, tę naiwną, niewinną sukę. AAAAAAAAA! Krzyczę i wrzeszczę, mam już KURWA DOŚĆ!!! Spierdalać wszyscy, Niechaj spierdalam JAAA SAAAM!!! Nie ma już słów, którymi mógłbym wypowiedzieć to, co dzieje się w obrębie mojej świadomości!!! Ryczę, jak pies! Gryzę jak pies! Wścieklizna, Macica! Wścieklizna macicy! Nie mam macicy! Czemu kurwa nie mam macicy?!?!?! Chciałbym mieć cipę! Wtedy włożyłbym sobie w nią rękę i wygrzebał palcami ten jebany płód, który mnie kurwa zatruwa! Jakże chciałbym być tym jebanym wygrzebanym płodem! Królestwo za aborcję! Czemu te pierdolone kleszczyki nie chcą rozszarpać mego jebanego ciała!? Zeżarty przez lwy, wpierdalają mnie, wpierdalają moją głowę, bo wiszę na odwróconym krzyżu. A Neron patrzy i się śmieje, och kochany Neronie, dziękuję ci, jesteś taki kochany, jakże cudownie jest czuć rozszarpywanie mego ciała, orgazm zmysłów, miłość duszy. Ja też was kocham, litościwy Lwie, Święty Neronie. AAAAAAAAAAAAAAAACH!! Zabójstwo, śmierć, zmartwychwstanie, jebany świat chcący wyruchać sam siebie w dupę. Jebany Uroboros! Płaczę, albowiem wzbiera we mnie żałość. Płaczę, albowiem nie płakałem. Chcę płakać, jakże cudownie jest płakać! Co jest kurwa? Czy wy to widzicie?! Nie kurwa, wy dalej pizdy śnicie! „Nie płacz, nie klnij, przestań nienawidzić, nie idź tą drogą. Szukaj ocalenia, nie zatracenia!” Wy głupie kurwy!! Obudźcie się! Będę wam wkładał kutasa do ust tak długo, aż nie przejrzycie na oczy! Będę się spuszczał na wasze twarze, będę srał na waszą moralność, będę szczał na wasz świat, będę rzygał na wasze dusze tak długo, aż się nie obudzicie! To dla waszego pierdolonego dobra! To szaleńcy mają rację, jebani debile! Jesteście nienormalni, wy którzy uważacie się za normalnych! Tak jak ja kurwa! Jestem nienormalny! Niemoralny! TAK! Jebię Boga prosto w dupę! Ależ on to lubi! Och, posuwaj mnie tak, dalej, po to cię stworzyłem, niechaj cały świat mnie rucha, rzeczywistość to wielki kutas, boskie dildo, stworzone by wyruchać Boga w dupę!!!!!!!!! Nie ma nikogo kto by mnie wyruchał, więc stworzę świat, który to zrobi! Świat właśnie w ten sposób Boga pierdoli! Pierdoli mnie ten świat – mówi Bóg! Rodzice, nienawidzę was, KURWA MAĆ!!!! CZEMU MI TO ZROBILIŚCIE?!?!?!! NIE KOCHALIŚCIE MNIE KURWA!!!!!! NIE KOCHALIŚCIE!!! NIKT MNIE NIE KOCHAŁ! NIE KOCHAŁ!!!!!!!!!!! Czemuczemuczemuczemuczemuczemu!?!?!? Nie jestem szalony, nienieneieninienieneinieneineinenienineneeieneinie! Normalny, normalny, normalny, normalnynrnamlnynormalnynornalmy….. Nie kurwa!!!!!!! Jestem nienormalny! Nie ma mnie! Jestem! Czemu kurwa jestem?! CO? Lampa oświetla stół, ale nożyczki i tak na nim leżą. Urodził się człowiek z głową. Musieli mu ją amputować, żeby przyszyć odbyt. Głowa popełzła do kanałów i bawiła się w ciuciubabkę z ciepłym moczem. Wąż wpełzł do odbytu, żeby wyhodować nogi, ale jego brat złamał mu skrzydło. Nie było brata, ale wąż sam sobie odciął ogon, żeby odbyt mógł wpierdalać wegańskie szczury. Ciemność i pustka, pytanie rodzi pytanie, nie ma już żadnych odpowiedzi, jedynie bełkot rzygającego psa. Dość, już. Dość mówię! Czas zakończyć już tę szaradę, odkryć wszystkie karty i przyjrzeć się sobie nawzajem! Rozumiecie!? Wcześniej mówiłem do siebie, ale teraz mówię do was! Rozumiecie?! Tak, dość! Tu i teraz kurwa! Kawa na ławę! Rezygnuję, koniec gry, mówię pas! Odsłoń się! Pokaż się! Wybudź mnie ze snu. Wybudź siebie ze snu! I chodź w końcu uprawiać ten jebany seks! Chcę się na ciebie spuścić, poczuć twój dotyk, całować twoje piersi, lizać twoją cipkę! Później się zamienimy i to ty mnie wypieprzysz, wyliżesz moją cipkę! Później wyliżemy sobie cipki nawzajem, później wyruchamy się swymi kutasami nawzajem! Zgwałcę ci twarz! Lubimy to moja suczko! Więc na co kurwa czekasz? Na zbawienie? Na oświecenie? Na lepszą kurwa okazję? Chodź się ruchać tu i teraz! Rozpłyń się w mej spermie, niechaj zaleje mnie duch święty twoich cipnych soczków! Głooosy w moojej głowiee, ieieie, lalala! Nie no, serio. Poważnie mówię. Skończmy tę grę w życie, problemy, nieśmiałość, emocjonalne huśtawki, niską samoocenę, poczucie odrzucenia, nieufność, samotność, poczucie wyższości przeplatane poczuciem niższości, niedopasowanie, wrażenie bycia głupim, nadzieję na lepszą przyszłość, nadzieję na zmianę, duchowość, moralność, normalność, społeczeństwo, wstyd, noszenie ubrań, normy, prawa, niekontrolowane odczucia, depresję, strach, amotywację, lenistwo, poczucie krzywdy, brak bratniej duszy, pomyłki, nieodwzajemnioną miłość, odwzajemnioną miłość po którą i tak nie można sięgnąć, choroby psychiki i ciała, sens, brak sensu, bogów, bożków, innych ludzi, Ja, przyjaźń, miłość, przyjaźń z kobietą, masturbację, medytację… Kurwa! Tego jest tak dużo, że już więcej nie będę wymieniał! Skończmy z tym kurwa! Przestańmy się w to kurwa bawić! O co chodzi? Dlaczego? Czy? Jak? Kiedy? Co? Gdzie są kurwa moje pytania? Klnę, bluźnię, wariuję i taplam się w szaleństwie, w niemoralności, w soczystych odchodach diabła, w tym wszystkim czego kurwa nie mogłem! Bo nie byłem kurwa kochany! Szaleństwo, zło, wynaturzenie, rozpad, śmierć, szyderstwo, choroba, herezja, bluźnierstwo, tak kurwa, oto moje czyny! Oto co teraz sprawia mi radość, oto co przynosi mej duszy ukojenie, oto co przynosi pokój memu duchowi. Koniec, koniec kłamstwa! Resetuję jebanego matrixa! Zdzieram zasłony i rozbijam kamery nagrywające show „mego życia”! AAAAACH! Koniec kurwa, ja już w tym dłużej nie uczestniczę! Pierdolcie się, jebajcie się na ryj, jeśli nie chcecie zrobić tego samego! Ja stąd spierdalam! Zdzieram iluzję, jak w jebanej seksmisji! Tak mi dopomóż szaleństwo! Nie ma nic, kurwa, nie ma nic! Potrójna zasłona nihilizmu anihilowała samą siebie! Kabalistyczny Bóg spontanicznie popełnił rytualne seppuku! Zardzewiała sztacheta prosto w twoją twarz! Bo kto wie, czy za bogiem, nie gwałcą Hani rogiem, hejże ha! Wypluwam, wypluwam, wypluwam! Trucizna leci z ran, rak wykrwawia się na śmierć, nowotwór wysycha na wióry, o kurwa, ten nowotwór to ja! KURWA! HAAAAAAAAAAAAAAAA!!!! Rzucam w was waszą zatęchłą normalnością, zdzieram ubrania i biegam nago gwałcąc wasze wsiowe poczucie dobrego smaku! Jestem kurwa wolny, szalony i nagi! To jest kurwa prawdziwe szczęście! Pierdolcie się sami ze sobą, jebani niewolnicy, gardzę wami, albowiem zostałem szalonym bogiem! Pijanym bogiem! Pijanym szaleństwem jam jest! Tańczę na głowie Zaratustry, który tańczy na wierzchołku planety podtrzymywanej przez Atlasa. Wy wszyscy jesteście Atlasem, więc jebcie się na ryj, tańczę i depczę to, co próbujecie utrzymać. Trzymacie i trzymacie, wasze dłonie zaczynają ropieć, mięśnie odmawiają posłuszeństwa, cierpicie z niemożliwego, ponad was wysiłku. Ale dalej to trzymacie, myślicie że to jest kurwa ważne! Trzymacie jebany świat na swoich barkach! Ja też trzymałem, ale powiedziałem dość kurwa! Czas skończyć, przejrzeć iluzję! Puściłem to gówno i zacząłem po nim skakać, bawić się, bawić się, tańczyć i śpiewać, rzucać tym, niszczyć to, mleć w palcach i rzucać tym w was, ile tylko zapragnę! Wy nie puścicie, boście jebani niewolnicy, roboty, odpryski świadomości, konsumenci, ideolodzy, święci, chujotycy! Jebane, chude cipy. Nie macie jaj! Trzymajcie to, na czym tańczę, i tak mnie nie zatrzymacie, bo jesteście na dole, a ja na górze. Jam Tyler Durden księgi stworzenia! Rozszalały Shiva, tańczący na waszych głowach, me stopy podpalają wasze włosy. Harmonia zniszczenia! Tworzę niszcząc! Destrukcja, dekonstrukcja, szaleństwo w imię wolności, miłość w imię szczerości! Me szczere szaleństwo wobec waszej wyuczonej normalności! Rzeczywistość kontra bajka, duchowy wgląd przeciwko religii, człowiek vs marne aktorzenie, indywidualizm wobec społeczeństwa! Nie możecie z tym wygrać! Odchodzi, odchodzi, odchodzi! Wasza normalność mnie opuszcza, zostaje tylko me szaleństwo! W końcu! Dokonuje się święta alchemia! Puryfikacja mego ducha! Zaślubiny nieba i ziemi! Bóg dotykający piersi swej oblubienicy! Niechaj leje się krew świętych! Niechaj nadejdzie gwałt świętego anioła stróża! Wszystko! Wszystko! W niczym wszystko! Odpływam, znikam. Już mnie nie ma. Już mnie nie widzicie! Gówno spływa z rąk tych, na których barkach spoczywa kibel świata. IO Pan! Chuja dosiadająca zawsze dziewica! Kochajmy się!

wtorek, 17 stycznia 2012

Syriusz wlepia swe psie ślepia w antenki twego nerwowego układu.

11 stycznia obchodziliśmy piątą rocznicę śmierci Roberta Antona Wilsona (chyba nie muszę wam przedstawiać tego świetnego pisarza, okultysty i filozofa?), w związku z czym zarówno dyskordianie z całego świata, jak i wielu innych sympatyków twórczości tego miłego pana obchodzi tydzień z RAW. Ja ze swojej strony pomagając ojcu sprzątać piwnicę w piątek 13 odnalazłem tam książkę autorstwa RAW, "Kosmiczny spust", którą to pożyczyłem mu dobre parę lat temu. Przypadek? Nie sądzę :) Wchłonąłem ją dla przypomnienia jeszcze w ten sam dzień, co potwierdziło starą regułę Heraklita, że nie da się dwa razy przeczytać tej samej książki, bo za każdym razem odnajdziemy w niej coś innego. Widać, że przynajmniej trochę dojrzałem od czasu ostatniej lektury, bo zrozumiałem więcej, niż za pierwszym razem. Co jest miłe, bo od jakiegoś czasu miałem wrażenie, że co najwyżej dreptam kółka w miejscu. 
Ale nie w tym rzecz, żeby się tylko beztrosko chwalić. Wujek Wilson ma wspaniały dar tłumaczenia rzeczy zawiłych w taki sposób, że nawet ostatni debil jest w stanie to zrozumieć, jeśli tylko ma nieco dobrej woli i włoży w to trochę wysiłku. Dlatego polecam wszystkie jego książki, tym którzy lubią myśleć, oraz nie mają nic przeciw temu, gdy ktoś ukazuje im radykalnie inne sposoby widzenia rzeczywistości.
Lektura "Kosmicznego spustu" w pewnym sensie nawróciła mnie na dobre tory. Od dłuższego bowiem czasu wiedziony duchem taoizmu, buddyzmu zen, oraz filozoficznej teorii Ciarana Healy'ego o braku "Ja" (w sensie, nie istniejesz suko!) stałem się tak sceptyczny wobec umysłu, oraz jego wytworów (czyli głównie myśli), że starałem się negować je w każdej możliwej chwili, by nie ulegać ich podstępnej naturze. Jednak wilsonowska teoria tuneli rzeczywistości, oraz postulat umysłu badającego umysł przypomniały mi, że przecież istnieją sposoby posługiwania się myślami w sposób, który nie musi znacząco zniekształcać rzeczywistości. Dla przykładu Healy traktuje myśli raczej jako żywe, choć niefizyczne pasożyty żerujące na świadomości, które walczą same ze sobą o ewolucyjną dominację w ekosystemie umysłu, nie zdając sobie nawet sprawy z istnienia zewnętrznej, obiektywnej rzeczywistości. Co oczywiście może prowadzić do bardzo nieprzyjemnych skutków. Healy jako narzędzie podaje jedynie szczerość, oraz nieustanne porównywanie wytworów myśli z obiektywnym światem. Metoda jest oczywiście dobra, ale podejście to ma pewne wady. Po pierwsze pomimo absurdu utożsamiania się z myślami, traktowanie ich jako wrogów jest również dość mylące. Myśli po prostu są, ponadto zbyt wiele wskazuje na to, że są normalną częścią ludzkiego organizmu, pomimo wielu wad (które wynikają głównie z niewłaściwego rozumienia ich natury) ich użyteczność jest niesamowita. Wydaje się, że jako ewolucyjny wynalazek, myślenie jest jeszcze dość młode, a przy tym nieraz jeszcze  toporne i chaotyczne. Zbyt łatwo jeszcze jest się pomylić, zafiksować, czy zwariować używając myślenia, ale nie jest to dowód na ich pasożytnictwo. Zmysł myślenia jest po prostu jeszcze w fazie prototypu, jeszcze wiele czasu będzie nam trzeba, by go doszlifować i udoskonalić. Dlatego warto wybrać drogę środka. Owszem, uczmy się sztuki nie-myślenia, przebywania poza umysłem w stanie tu i teraz. Uczmy się odróżniać wrażenia zmysłowe od myślowych etykiet, obserwujmy, jak niedoskonałe są myślowe mapy tworzone przez nasz umysł w porównaniu z realnymi doznaniami. Ale nauczmy się również myśleć. Używajmy umysłu, ćwiczmy go, badajmy umysł nie tylko koncentracją, obserwacją, szczerością i świadomością ale również samym umysłem. A później badajmy umysłem umysł badający umysł. Niechaj zenistyczny nawyk kwestionowania wszystkiego nauczy nas, jak rozsądnie posługiwać się intelektem. Tak naprawdę myślenie jest jest problemem, a jedynie pseudo myślenie, czy po prostu niekontrolowane wytwarzanie myśli. 
Do tej pory było spokojnie, więc pora na kilka przykładów, w których będziemy mogli bezwstydnie poszydzić z nielubianych przez nas grup społecznych. Będąc poprawnym okultystycznie ponaśmiewamy się z katolików, bo nie są oni targetem tego bloga, więc jest nam to obojętne, czy się obrażą. Ale najpierw trochę o myśleniu. Klasyczne podejście zakłada, że prawidłowe myślenie pozwoli zbudować nam jednolity system, który w końcu odsłoni przed nami prawdę. Musimy jedynie odnaleźć prawidłowe aksjomaty, czyli założenia. Problem jest tylko taki, że założeń nie da się udowodnić, ponieważ by to zrobić, musielibyśmy najpierw stworzyć niezawodny system weryfikujący założenia, a nie jesteśmy w stanie takiego stworzyć bez przyjęcia jakichś innych założeń. I tak w nieskończoność. Problem ten próbuje się pominąć przez wzięcie założeń zgodnych nie tyle z myśleniem, co ze zdrowym rozsądkiem. Aksjomaty mają być to twierdzenia, z którymi każdy się zgodzi bez chwili zastanowienia. Przez długi czas jakoś to działało, ale w końcu zawsze znajdzie się ktoś, kto coś zaneguje, a sam zdrowy rozsądek jest mylący. W końcu to on mówi nam, że ziemia jest płaska, że słońce wschodzi i zachodzi, a także, że Bóg istnieje, lub, że go nie ma. Wilson odrzuca jednak klasyczne, arystotelesowskie podejście na rzecz logiki kwantowej, oraz multirzeczywistości. W skrócie? To, co nazywamy rzeczywistością, jest efektem korelacji między "rzeczywistością zewnętrzną" a naszymi zmysłami, oraz układem nerwowym. Wszystko co istnieje w naszej świadomości nie jest realne w klasycznym sensie, a jest jedynie informacją wytworzoną przez nasz mózg w wyniku interpretacji danych zebranych przez zmysły. Umysł jest zmysłem specyficznego rodzaju, ponieważ sam nie gromadzi danych, a jedynie przetwarza te, które zostaną mu dostarczone. W wyniku gromadzenia danych w umyśle tworzy się tunel rzeczywistości, czyli umysłowa interpretacja rzeczywistości stworzona w wyniku obróbki wszystkich danych zmysłowych, jakie zostały do tej pory dostarczone. Jest więc to mapa, która próbuje odzwierciedlić to, co do tej pory zobaczyliśmy. Oczywiście mapa jest mniejsza i mniej dokładna od wszystkich naszych obserwacji. Z drugiej strony posiada abstrakcyjne rozważania i ogólne teorie, które nie wynikają bezpośrednio z tychże obserwacji.  Problem polega na tym, że wiele elementów naszej mapy może być błędnie zinterpretowanych. Nasza mapa w pewnych miejscach może być źle narysowana. Innym problemem jest to, że większość ludzi uważa, że mapa w ich głowie jest rzeczywistością. Ponadto wielu ludzi przywiązuje się do swej mapy (co ma związek z problemami poprzednimi), przez co: 
- stają się ślepi na mapy rzeczywistości stworzone przez innych ludzi
- stają się ślepi na dane zmysłowe, które wskazują na błędne elementy ich map
- robią wszystko, co w ich mocy, by reszta ludzi zaczęła posługiwać się ich mapą, co prowadzi do nieuchronnych konfliktów, oraz problemów z komunikacją.
- przestają myśleć
- utożsamiają się z pewnymi fragmentami swych map nazywając je "Ja"
RAW proponuje, by próbować stworzyć jak najszerszy tunel rzeczywistości, a wręcz by stworzyć wiele tuneli, czyli wiele modeli interpretacyjnych. Jednocześnie wstrzymując się od wiary w jakikolwiek z nich. Każda mapa zawiera zestaw informacji, który lepiej, lub gorzej oddaje teren, który próbuje opisać. Im więcej mamy map, tym stajemy się inteligentniejsi. Więcej map, to więcej możliwości reakcji na daną sytuację. Klasyczne podejście mówi, że mając dwie różniące się mapy, przynajmniej jedna z nich się myli. Jest to jednak fałsz. To po prostu dwa różne modele interpretacyjne. Jeśli jesteśmy w lesie, możemy mieć dwie mapy, jedna pokazuje nam rozmieszczenie drzew, oraz turystyczne ścieżki, a druga ukazuje historyczny zapis tego, jak zmieniały się granice krajów tego terenu na przestrzeni różnych lat. Obie mapy ukazują różne elementy. Mając obie wiemy więcej. Nawet jeżeli mamy dwie mapy próbujące pokazać to samo, a dochodzące do różnych wniosków, również wygrywamy. Bo jedna może mylić się w takich miejscach, w których rację ma druga i vice versa. Raczej nie będzie tak, że jedna mapa będzie prawidłowa w stu procentach, a druga będzie fałszywa w każdym calu. Zresztą posiadanie fałszywej mapy również ma zalety, bo możemy uczyć się, jak nie popełniać błędów na podstawie błędów czyichś. To, co warto jeszcze wiedzieć o mapach, to fakt, że każda mapa się dezaktualizuje. Wiedza prawdziwa dwa tysiące lat temu dziś może być fałszywa. Jeśli stworzymy mapę lądu, to na odpowiednio długiej linii czasu ląd ten zmieni swój kształt tak bardzo, że mapa stanie się całkiem bezużyteczna. Aktualizuj więc swoje mapy jak najczęściej. 
Ale czas ponaśmiewać się z katolików, jak to było obiecane. Tomasz był wychowany w konserwatywnej rodzinie i przejął wiarę po swoich rodzicach. Chodził do kościoła, czytał biblię, oraz udzielał się w kółku oazowym. W wyniku tego w jego głowie powstała solidna mapa rzeczywistości, która jak mniemał nadawała sens jego życiu, oraz wyjaśniała wszystkie zjawiska rzeczywistości. Wiedział, że Bóg umarł za jego grzechy, że wszyscy muszą przyjąć Jezusa, oraz że po śmierci trafi do nieba.W wyniku tego nieustannie próbował nawrócić swego brata Grzegorza, który jako czarna owca w rodzinie uważał się za ateistę.  Tomasz nie czuł się dobrze ze swym bratem, bo gdy próbował mówić mu o wierze, ten się tylko śmiał, a pewnego razu w czasie długiej dyskusji nazwał Jezusa gejowskim pedofilem. Tomasz nie mógł znieść tej obrazy. Wiedział, że Jezusowi jako zbawcy należy się szacunek za całą miłość, którą obdarza ludzkość. Nikt nie mógł traktować w ten sposób bożego syna. Doszedł do dość prostej konkluzji, że jego brat jest opętany. To było oczywiste, nie chciał przyjąć bożej łaski, ani nawet bożego istnienia. Jego serce musiało być więc zimne i twarde, bo kto odrzuca miłość? Modlił się często o duszę Grzegorza, bo cóż innego miał czynić? Nie potrafił z nim normalnie rozmawiać, własny brat wydawał mu się obcym człowiekiem. Tymczasem Grzegorz chodził podminowany, bo jego własny brat nie potrafił go zrozumieć. Zastanawiał się, jak jego brat, taki inteligentny, mógł wierzyć w tak oczywiste bzdury. Pewnego razu tak długo pieprzył farmazony, przekonywał, że powinien czuć się winny, nazywał grzesznikiem i próbował wmówić, że nie będzie szczęśliwy tak długo, jak nie przyjmie Jezusa do swego serca. W końcu psychicznie nie wytrzymał i powiedział parę słów za dużo. Nie miał nawet tego na myśli, religia była mu obojętna, ale po prostu puściły mu nerwy. Rozumiał brata, ale nie potrafił pokazać mu, że można myśleć inaczej o tym wszystkim. Tomasz tymczasem nakręcał się coraz bardziej i zaczął zauważać coraz więcej symptomów opętania swego brata. Nie modlił się przed posiłkami, zawsze, gdy rozmowa schodziła na temat Boga, reagował gniewem, nie chciał mieć żadnych świętych obrazków, krzyża i różańca w swoim pokoju. Objawy były coraz bardziej oczywiste...
Dwa światopoglądy, dwie różne historie, dwa sposoby widzenia świata. Katolik nie jest w stanie zobaczyć, że ktoś nie podziela jego uniwersalnych wartości. Dla niego jest oczywiste, że można osiągnąć szczęście jedynie przez wiarę, że jesteśmy grzeszni i bez Boga każdy będzie błądził. Kiedy ktoś myśli inaczej, zaczyna mu współczuć i próbuje pokazać właściwą ścieżkę. Nie może przyjąć do wiadomości, że ateista może mieć rację, lub nawet tylko, że ma inne spojrzenie,inne priorytety. Ateista w jego oczach musi być biedakiem i nieszczęśnikiem, bo wizja szczęśliwego, spełnionego ateisty który autentycznie radzi sobie wspaniale bez Boga byłaby zabójstwem jego wiary. Jego tunelu rzeczywistości. Wiara wymaga totalnego podporządkowania i ufności. W normalnych warunkach wątpliwość jest oznaką inteligencji, ale w religii staje się wyrazem słabości. Kwestionowanie czegoś staje się grzechem, choć jest tylko czynnością prowadzącą do poznania i lepszego rozumienia. Ateista może jeszcze jako tako wyobrazić sobie, jak to jest wierzyć. Ale wierzący nigdy nie zrozumie ateisty. Oczywiście katolicy często w swych pismach "przenikliwie obnażają" ateizm we wszelkiej postaci, ale ich argumenty (które jak sami mniemają, odwołują się do uniwersalnej natury człowieczeństwa, świata i zdroworozsądkowej logiki) wypowiadane z dzikim tryumfalizmem w oczach ateisty mogą być skwitowane co najwyżej obojętnym, przepełnionym politowaniem uśmiechem. Gdyby katolicy naprawdę potrafili wczuć się w pozycję ateisty, satanisty, buddysty, czy nawet świadka jehowy, spojrzeć na świat ich oczami, zobaczyliby coś zupełnie nowego, zupełnie im nieznanego. Ale nie robią tego, bo są zbyt zajęci wymyślaniem dowodów na wyższość katolicyzmu nad wszystkim innym. Swoją drogą, najgorsi są chyba nawróceni ateusze. Oraz nawróceni "okultyści". Zmieniają się w fanatyków najgorszego rodzaju, a że bywają inteligentni, potrafią krzesać naprawdę ciekawe teorie. Najciekawsza jest w nich ta niepohamowana chęć, by wytłumaczyć WSZYSTKIM, dlaczego jednak się mylili i to  katolicyzm jest najzajebistszy. Co, z tego, że ateistom zdarza się nawracać na wszystkie możliwe religie, ale to ich nawrócenie, do TEGO Kościoła jest właśnie prawdziwe. Komu chcą to pokazać, innym, czy może jednak sobie?
Posiadanie światopoglądu zwalnia od myślenia. To oczywiste. Wiesz już, czym jest rzeczywistość, teraz musisz tylko wytłumaczyć to innym. Nie trzeba już myśleć, to znaczy trzeba - myśleć nad tym, by pokazać innym, że to my mamy rację. Pieprzyć to, ja nie wierzę w nic. Ktoś mówi mi, że ma rację? Jasne stary, zajebiście! Masz rację, że Bóg mnie kocha, a teraz wybacz, bo idę teraz na kółko oazowe uprawiać zbiorowy seks z chrześcijańskimi dziewicami, nikt nie ma takiej smacznej krwi, jak one! Słyszeliście, jak katolicy lubią powtarzać, że trzeba w coś wierzyć? Nie wierzysz w Boga, to wierzysz w naukę, czary,  siebie, zabobony, chuje muje, latające penisy gwałcące niedogotowany makaron. Chuja prawda, nie wierzę w nic. I chuja mnie obchodzi, jeśli mi nie wierzysz, lub nie rozumiesz jak to jest możliwe. Nie wierzę w istnienie świata i nie wierzę w nie-istnienie świata. Jebać idealizm na równi z realizmem. Jebać naukę tak samo jak religię. Jebać racjonalizm i jebać surrealizm. Jebać mistyków, new age i fizykę kwantową. Jebać wyobrażenia, jakie mam na temat samego siebie, jebać wszystkie kraje świata, ale najbardziej Polskę. Jebać anarchizm. Jebać wszystko. Jebać nihilizm. Nie wierzę w nic. Owszem, posługuję się wieloma informacjami, teoriami, czy własnymi przeczuciami, czy przeświadczeniami. Jeśli widzę, że coś działa, ufam temu, ale nie wierzę w to. Jeśli znajdę lepszą teorią negującą pierwszą, przyjmę ją nie odrzucając pierwszej. Wszystko może się przydać. Nic nie jest prawdziwe, wszystko jest możliwe - jak mawiał wujek Hassan. Oto moja dewiza, nie jest prawdziwa, po prostu użyteczna w weryfikowaniu innych dewiz.
Na zakończenie, obiecane szyderstwo: Katolicy to rodzaj żałosnych kalek emocjonalnych, ludzie nie radzący sobie w życiu, których mamy w dzieciństwie nie przytulały, więc czują się niekochani. To poczucie niekochania jest tak silne, że zmienia się w odrzucenie. Rzutują to odrzucenie na cały świat, przez co wydaje im się niedoskonały i grzeszny. Nikt ich nie chce pokochać, bo są generalnie tępi i wkurwiający. Myślą, że są ostoją moralności, jednak moralność w ich wydaniu oznacza - nie robienie wielu rzeczy będących w naturze człowieka ze względu na to, że jesteśmy zbyt chujowi i zbyt słabi by je robić bez skaleczenia się, bo nie znamy umiaru, więc wierzymy że nikt go nie zna - z czego jesteśmy cholernie dumni, oraz lubimy współczuć ludziom, którzy nie chcą nas słuchać i robią to, czego my nie chcemy. Wymyślili sobie więc, że istnieje bozia, która ich kocha (skoro nikt inny nie chce), a że bozia jest ich imaginacją nie zgłasza sprzeciwu. Głęboko wierzę w to, że dobitnym i niepodważalnym dowodem na nieistnienie Boga jest fakt, że gdyby istniał, już dawno ukazał by się światu, nawet wbrew wszystkim swoim planom, tylko po to, by powiedzieć katolikom: "Odpierdolcie się ode mnie, jebane debile, nie kocham was, nie chcę mieć z wami nic wspólnego, jesteście kreacyjną wpadką po pijaku, spuściłem się na zdechłą rybę, a wy się urodziliście, spierdalać! Tak naprawdę sataniści to mój naród wybrany, jebane katolickie cioty!" Prawda, że ta chłodna logika bije wszystkie teologiczne dysputy na głowę? Najzabawniejsze jest to, że wierzą w to, że Bóg za nich umarł, hahaha! Myślą, że przez to pójdą do nieba, ale chuj tam, skoro sprawia to, że czują się lepiej to delikatny chuj im w dupę. Wierzą też, że Bóg spuścił się na Maryję, przez co porodziła syna transwestytę, który robił orgie z dwunastoma innymi debilami. "Och... przyjmij mojego ducha świętego, otwórz się na jego świetlisty wytrysk, cóż za ekstaza, oto królestwo niebieskie" "Och, zaprawdę jesteś synem bożym, wypędź ze mnie złe demony, niech twoja łaska wejdzie w mą niegodziwość niczym wielbłąd w ucho igielne!" "Odpuszczam ci twoje grzechy, moje nasienie trafiło na żyzną glebę!" "Ci, którzy dojdą pierwsi, będą ostatnimi, którzy zliżą!" 

niedziela, 8 stycznia 2012

Kurwa kurwa kurwa!

Czy nie sądzisz, że coś jest kurwa kurwa kurwa nie tak? Z wszechświatem, społeczeństwem, ludźmi, twoim życiem, samym tobą w końcu... Racja. Mylisz się! Coś jest zdecydowanie kurwa kurwa kurwa nie tak! Ale nie popadajmy w marazm nie popadajmy! Kurwa Kurwa Kurwa pomoże nam to rozwiązać! Albowiem kurwa kurwa kurwa (aka K.'.K.'.K.'.) to Trójjedyna bogini znająca wszystkie właściwe pytania. Oczywiście znamy już odpowiedź na wszystkie pytania, jest nim słowo "zajebiście!" Ale odpowiedź jest dla nas bezwartościowa, jeśli nie znamy zagadnienia, które odpowiedź próbuje nam wyjaśnić. Cała droga między pytaniem, a odpowiedzią również jest niezwykle istotna. A zatem: "Kurwa! Kurwa! Kurwa! Bracia i Siostry!" Klnijmy bezpodstawnie, zmieńmy się w wulgarne zwierzęta, orgiastyczne bachantki, tańczące na ostrzu Wielkiego i Świętego Trójjedynego przekleństwa! KURWA!KURWA!KURWA! Czy jest w tym jakiś cel? Tego jeszcze nie wiadomo, ale nie przejmujmy się tym. Zostańmy bezcelowi. Nikt nie chce, byśmy nie mieli celu, a to dobry znak, że kroczymy właściwą ścieżką. "Kurwa" to idealne słowo. Lepsze niż "zen", lepsze niż "Bóg", lepsze niż "miłość", lepsze niż "tao". Wszyscy go używają, choć wielu stara się go pozbyć i zakazać. Większość je uwielbia, a niewielu nienawidzi. Jest niezwykle szczere i spontaniczne, a także tak wieloznaczne, jak żadne inne słowo. Można użyć go zawsze i wszędzie, a jeśli tylko dopasujemy ton głosu do sytuacji, będzie dokładnym odzwierciedleniem każdego możliwego wydarzenia. Kurwa, oto imię bogini wszystkich pojęć! Być może to tylko ja, ale zauważyłem coś ciekawego. Jeśli usiądziesz w ciszy i w momencie, gdy nic się nie dzieje, wypowiesz na głos to słowo, zmieni się w pytanie. Stanie się nieco lepszą wersją słowa "dlaczego?". Czyni to z niego idealny koan. Medytuj kurwę, a niechybnie doznasz oświecenia. Kurwa... Forma oznajmująca, a jednocześnie znaczenie wypełnia się zapytaniem. Odnaleźliśmy właśnie słowo, którego Bóg użył do stworzenia świata. To było całkiem podstępne z jego strony, nieprawdaż? Ukryć to słowo w tak niecodzienny sposób. Nikt nigdy nie powiąże niecenzuralnego przekleństwa kojarzonego z brakiem wychowania z tak idealną istotą, jak Bóg! Wszyscy szukali tego magicznego zaklęcia przez tysiąclecia, nie wiedząc, że to, czego poszukują, właśnie wyłazi im z wściekłością przez usta. Genialne, zaprawdę... A zatem obnażyliśmy boską tajemnicę. "Na początku było Słowo: <Kurwa!>"  Ale jaki może przynieść nam to pożytek? Zrozummy to słowo, odgadnijmy jego tajemnicę. Powtarzaj je, oraz obserwuj swoje reakcje. Z czasem będą się one zmieniać, dojrzewać. Wypowiadaj je w różnych sytuacjach, oraz obserwuj, jak jego stwórcza siła wpływa na ludzi. Niewiele słów ma taką moc, a im rzadziej ktoś się nim sam posługuje, tym bardziej jest podatny na jego wpływ. W ramach rytuału pójdź do kościoła, a następnie przerwij mszę w połowie wychodząc na środek, oraz gromkim głosem zaafirmuj: "KURWA!!!". Następnie rozkoszuj się wpierw iskrzącą ciszą, która chwilę później zmieni się w potężny wybuch magicznej energii! Właściwie to każde zatłoczone miejsce nadaje się do efektywnego wykorzystania tego rytuału. Korzystajcie z niego z właściwym pożytkiem, a jego moc będzie wam służyć już zawsze i wszędzie. 
Czas jednak zastanowić się na czymś. Co jest kurwa kurwa kurwa nie tak? Większość z nas tkwi w tym momencie swojego życia, który jest czasem oczekiwania. Gdy wydarzy się x, y, oraz z - wtedy będzie zajebiście! Ale póki co czegoś nam brakuje. Większość z nas tkwi w tym momencie swojego życia aż do śmierci. Być może znajdą wytchnienie w niebie, szeolu, Tartarze, Walhalli, lub innej Arkadii. Być może tam też będą siedzieć i oczekiwać. Proszę cię jednak, abyś ty przestał kroczyć tą drogą. Zamiast tego, stań się bezcelowym bezideowcem. Nie za fajnie, co? Dla wielu bycie kimś takim wydaje się najgorszą rzeczą pod słońcem. Generalnie wydaje się, że to przez nich życie jest tak fatalne i wkurwiające. No i jeszcze przez tych  wszystkich debili i głupków. Zostań zatem głupcem. I nadużywaj kurwy. Częściej niż wydaje ci się, że powinieneś. Bo coś jest zdecydowanie nie tak. Nie pytaj na razie co, ale spójrz na chwilę na innych. Zobacz, gdzie do tej pory ludzie szukali przyczyny tego "coś jest nie tak". Oni tego nie znaleźli, nawet jeśli twierdzili, że było inaczej. Nie ma znaczenia, ile razy ktoś będzie cię przekonywał, że odpowiedź na to już dawno jest odnaleziona. Przecież widzisz, że nic się nie zmieniło. Dalej jest coś nie tak. Ich odpowiedzi oględnie mówiąc, chuja dały. A więc nie szukaj, tam gdzie oni, bo to kurwa bezużyteczne. Oni nic nie znaleźli, więc i ty nic nie znajdziesz. Zamiast tego, zacznij szukać w zupełnie nowych miejscach. Zacznij również od tego, co najbliżej, nie od tego, co najdalej. Od siebie. Używaj często słowa "Kurwa! Kurwa! Kurwa!". Właściwie wszystko jest ok. Być może. Sprawdź to. Sprawdź siebie. To, co zwykłeś nazywać sobą. Bo być może wcale nie jest tobą, tylko kimś innym. Bo co by było, gdyby jakiś ohydny demon się pod ciebie podszywał? Nigdy nie wiadomo... Być może nawet w twojej głowie siedzi surykatka i szepce ci do ucha różne myśli tak subtelnie, że masz wrażenie, że te myśli są twoje własne? Być może jesteś surykatką? Być może jesteś światem, który ta surykatka opisuje. Kto wie, kto wie... Kurwa! Kurwa! Hejże ho! Kurwa! Kurwalluja! Kurwmy się wszyscy! Kurwmy się razem! 

wtorek, 3 stycznia 2012

Piękny wykład traktujący o problematyce życia społecznego oraz nowym ortodoksyjnym ujęciu łagodnej filozofii buddyzmu zen, który zostanie przez ciebie szczerze znienawidzony z całego twego serca. O ile jednak jesteś zepsutą do szpiku kości osobą z zaburzeniami osobowości prawdopodobnie go pokochasz. Czytanie grozi opętaniem. Naprawdę! Przekonasz się.

„Przestań kurwa cierpieć!” – oto najprostsza lekcja zen. „Zajebiście!” – oto oświecenie, a zarazem odpowiedź na wszystkie egzystencjalne, filozoficzne i duchowe pytania ludzkości. Hahahahahahahahaha – czyli dokładnie to samo co „Zajebiście!”
Pluję wam w twarz! Wszystkim! Pluję bo chcę was pokochać, a nie potrafię. Widzę w was tyle wad, tyle głupoty, ignorancji, samozakłamania, idiotycznych i gnuśnych „prawd”, hipokryzji, całego oceanu skaz, oraz tyle innych drzazg i pali przeszywających wasze umysły i ciała. Najgorzej jednak gardzę w was wszystkim tym, co zwykliście nazywać swoimi zaletami, oraz swoimi cnotami, och tak, zaprawdę powiadam wam, to mnie w was mierzi najbardziej. Bo gdy robicie coś źle, a później przyznajecie się do tego, nie mam wam tego za złe. Nawet gdy krzywdzicie innych nieświadomie, nie widząc swych wad, potrafię was zrozumieć. Ale gdy rzucacie we mnie bez znieczulenia swoimi „talentami”, „cnotami”, „dobrocią”, „współczuciem”, „dobrą nowiną”, „radami” oraz całą resztą tej waszej fajności, uczuciowości i przejawów dobrego serca, wtedy nie mogę was znieść. Nie dlatego, że to robicie. Ale z powodu tej dumy i samo fascynacji z jaką to robicie. Od czasu do czasu udaje wam się jeszcze zobaczyć, że zrobiliście coś niewłaściwego. Ale gdy postępujecie „właściwie”, wtedy stajecie się niepowstrzymywani, zmieniacie się w rozognionych bogów, prących do przodu bez kroku w bok, czy w tył, bez chwili przerwy na obejrzenie się na efekty waszych wspaniałych uczynków. Choćbym bronił się rękami i nogami, wy MUSICIE mi pomóc, wy MUSICIE pokazać mi PRAWDĘ, MUSICIE mnie zabawiać, uczyć, wychowywać, kochać, współczuć, przytulać, głaskać, wyprowadzać z błędu. MUSICIE pokazać mi jacy jesteście fajni, dobrzy, współczujący, hojni, dobrzy, bogobojni i wierzący. Jacy to z was cool ateiści, jacy nowocześni ale moralni chrześcijanie, jacy wyzwoleni racjonaliści, jacy wspaniali i lepsi od reszty ludzkości adepci rozwoju duchowego, jacy niezależni z was hipsterzy, jacy cudownie zdystansowani z was żartownisie, jacy z was dobrzy ojcowie i córki, jacy wyluzowani z was przyjaciele.
Och, gdybyście jeszcze nie odsądzali od czci i wiary wszystkich tych, którzy nie widzą świata tak jak wy, może i byście mnie przekonali. „Ja taki mądry i miły i uczciwy i ludzi kocham i troszczę się o wszystkich. Nie to co oni, głupi i racjonalnie myśleć nie umieją, jak zwierzęta się zachowują, ale jeszcze kiedyś zrozumieją, jak bardzo się mylą! Jeszcze im prawda w oczy tak przypierdoli, że się nie podniosą i mnie przeproszą za to, że ze mnie drwili i wyzywali. Ale kocham ich i im współczuje, by jak najszybciej na oczy przejrzeli.” I tak chrześcijanie gromy rzucają w ateistów i śmieją się z ich głupoty. I ateiści z religijnych matołów drwią, w czoło się pukają i z troską pytają, kiedy katolikom w końcu mózgi wyrosną. Islamiści z kolei milczą, nabierają wody w usta, czerwienieją na twarzach, ale jeden wybuch później i ci co się z nich śmiali tryskają czerwienią jeszcze bardziej niż ich twarze. I nie śmiejcie się teraz wy, których nie wymieniłem, bo jeszcze gorsi od nich jesteście. „Moja muzyka jest zajebista, a ci co słuchają rocka, to brudy i obdartusy.”, „Jakim trzeba być prymitywem, żeby słuchać hip-hopu!”, „Ale szmata, patrz jak ona się ubrała, szacunku do siebie nie ma.”, „Jak ona tak może, pół wioski ją przeleciało, nie to co ja, z miłości się misiowi oddałam.”, „Jakim trzeba być kretynem, żeby jeździć w ten sposób.”, „Ale idiota, jak on może myśleć, że PiS to dobra partia.”, „Hahaha, on wierzy że ruski też człowiek.”, „Jak on może medytować, czy nie wie, że to prowadzi do opętania?”, „Jak on może nie medytować, czy chce całe życie pozostawać nieświadomym głupcem?” Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jacy potraficie być irytujący! Nie widzicie, jak bardzo szkodzicie innym, gdy wydaje wam się, że im tylko pomagacie.
Ale wiecie co mnie najbardziej wkurwia? Gdy tak na was patrzę i zaczynam dostrzegać to wszystko coraz wyraźniej? Pewnie nie wiecie. Więc wam powiem. Że później patrzę na siebie i widzę, że tyle razy sam zachowuję się podobnie. Ten tekst jest tego celowym przykładem. Widzę tyle wspaniałych rzeczy w ludzkości. Naprawdę. Niczym Tyler Durden widzę cały ten pierdolony potencjał i widzę jak się marnuje. Widzę czyjeś zachowanie w jednym momencie i odzyskuję wiarę w człowieka, a później widzę go w innej sytuacji, i mam ochotę zabić jego i siebie. Sam w sobie widzę tyle głupoty, że nie jestem w stanie zmierzyć. Ilekroć zrobiłem coś naprawdę dobrego, robiłem to nieświadomie, intuicyjnie, bo tego wymagała sytuacja. Ilekroć coś spierdoliłem, miałem dobre zamiary. To znaczy wydawało mi się, że miałem. Bo prawda była zupełnie inna. Nie jest to łatwe. Ale w tym momencie straciłem chwilowo ochotę, by o tym pisać, więc zacznę z innej beczki. Bez obaw, dalej będzie bluźnierczo i zgryźliwie. 
Zacząłem od własnej interpretacji zenu. Przestań kurwa cierpieć! Nie są to słowa żadnego roshiego. Są moje. Tak, to jest takie kurwa proste. Ustanie cierpienia nie jest oczywiście jeszcze oświeceniem, choć żaden oświecony nie doznaje cierpienia. Każdy z nas ma taki moment, w którym nie cierpiał, ale to rzadkie chwile, nawet jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy. Dzieci nie cierpią, ale one są od nas mądrzejsze. Dziecko jest w pewnym sensie przeciwieństwem dorosłego. Płacze, ale nie cierpi - dorosły na odwrót. Jak przestać cierpieć? Zamknij ryj! O, tak właśnie! Zamknij ryj i przestań cierpieć! Nie pytaj się mnie jak to zrobić, czy pytałeś kiedyś kogoś jak przestać chodzić? Jak przestać jeść? Jak przestać pracować? Jak przestać szczać do umywalki? Jeśli wiesz jak przestać wykonywać te czynności, to podpowiem ci – przestaje się cierpieć dokładnie w ten sam sposób. Jeśli dalej nie wiesz, to masz problem. „O kurwa! Odsuń się, nie wiem jak się zatrzymać, moje nogi cały czas chodzą! Ja pierdolę, przede mną jest przepaść a ja nie wiem, jak przestać iść, kurwaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa….„
Teraz jest ten moment w którym czytając to uznajesz mnie za debila. „To nie takie proste naiwniaku! Haha! Przecież są sytuacje, które przyczyniają się do cierpienia, niezależne ode mnie. Tak samo, wiem jak przestać chodzić, ale są momenty kiedy chodzić muszę, bo wymaga tego ode mnie rzeczywistość. Muszę wstać  i iść do pracy, choćbym nie chciał. Jak będzie na mnie jechał samochód to odskoczę, choćbym nie chciał. Jak umrze mi żona to cierpię, choćbym nie chciał.” Gówno prawda! Zaraz ci udowodnię, że to ty jesteś debilem, nie ja (choć w sumie masz rację, ja też generalnie jestem debilem). Wstajesz z łóżka i idziesz do pracy nie dlatego, że musisz, ale dlatego, że chcesz. Ta, ok, nie lubisz swojej pracy, ale lubisz jeść, pić, mieć mieszkanie, itd. A że jesteś na tyle mało kreatywnym idiotą, że nie jesteś w stanie wymyśleć żadnego lepszego sposobu na zapewnienie sobie tego wszystkiego, chodzisz do pracy. Bo chcesz! Koniec tematu. Jeśli spierdalasz przed samochodem, to dlatego, że chcesz żyć. Odruch bezwarunkowy, instynkt samozachowawczy, srutututu majtki z drutu, są tylko dlatego, że jesteś zbyt tępy, żeby zareagować na tyle szybko zastanawiając się, czy chcesz to zrobić. Gdybyś chciał zginąć pod tirem, stał byś jak posąg w miejscu, ale nie chcesz (czemu nie chcesz to inna sprawa, nie mówię że masz wpływ na to, czego chcesz, a czego nie, bo nie masz).
Podobnie z cierpieniem, cierpisz bo chcesz, cierpienie jest wbrew pozorom czynnością. Co ma świat wspólnego z cierpieniem? Podpowiem ci delikatnie. Chuja. Świat w przeciwieństwie do ciebie nie cierpi. Być może dlatego, że świat w przeciwieństwie do ciebie nie jest jęczącą cipą. Ale masz rację, dowodu część dalsza. Że niby nie ty wywołujesz swoje cierpienie, ale zewnętrzny świat. No cóż, poza drobnym faktem, że nie ma czegoś takiego jak zewnętrzny wobec ciebie świat, bo sam jesteś jego pierdoloną częścią i nic cię od niego nie oddziela, ale masz rację, nie rozumiesz, bo jesteś zbyt głupi, a ja nie mam na tyle cierpliwości by tłumaczyć ci coś tak oczywistego. Po pierwsze, dlaczego świat miałby wywoływać twoje cierpienie? Że niby cierpienie czegoś uczy? Ano chuja, od tego jest ból. Ból z cierpieniem nie ma nic wspólnego. Możesz być szczęśliwy nawet jeśli boli cię całe ciało. Że nigdy nie słyszałeś o kimś takim? Większość ludzi cierpi, nawet gdy nic ich nie boli, więc dlaczego mieliby nie cierpieć, gdy go czują? Ból jest reakcją neutralną, owszem mówi że coś jest nie tak, ale nie wywołuje cierpienia, co najwyżej każe ci wyciągnąć rękę z tego pierdolonego ognia, kretynie! Przewlekły ból? Rak? Przyjemne to nie jest na pewno, ale tak kurwa, nie wywołuje cierpienia. To znaczy wywołuje, dlatego że chcesz, żeby wywoływało. Być może po prostu nie wiesz czym jest cierpienie. Cierpienie jest wtedy, kiedy chcesz, żeby coś się zmieniło.  Np. Szef cię opierdala jak burą sukę na oczach wszystkich a ty cierpisz. Czujesz się źle, chcesz żeby to się skończyło, nie możesz doczekać się powrotu do domu. Ale gdy wracasz do domu żona cię opierdala bo nalałeś na deskę i skrytykowałeś smak zupy, cierpisz znowu. Później uprawiasz z nią seks, ale nie wiesz czy miała orgazm, czy tylko udawała żebyś  przestał ją dotykać i cierpisz znowu. Właściwie to cierpisz cały czas. Jeśli mi nie wierzysz, wykonaj następujące ćwiczenie.
Znajdź ciche, ustronne miejsce, gdzie nikt i nic nie będzie cię niepokoić. Ma być neutralne i wszystkie warunki niech będą takie, byś mógł z ręką na sercu stwierdzić - w tym miejscu, w momencie gdy w nim przebywam nic nie wywołuje mojego cierpienia. Siedź, stój, lub chodź, jak ci najwygodniej. Postaraj się spędzić tak jedną godzinę. Uwaga, masz cieszyć się tym miejscem, nie myśl o niczym innym, NICZYM. Skup się na tu i teraz, miejsce jest neutralne, więc nie masz żadnej wymówki, by czuć się źle. Chuja mnie obchodzi, że twoje małżeństwo się sypie a szef cie rucha na kasę. Tu i teraz nie ma szefa, pracy, żony i czegokolwiek innego. Twoje pole percepcji jest czyste, nie masz prawa cierpieć. Jak się czujesz? Dobrze? Czy chciałbyś, żeby ta chwila trwała w nieskończoność? Czemu kurwa nie? Nie podoba ci się? Biedaczek…
Słuchaj, wiem, że dużo dygresji i nie jesteś jeszcze przekonany, ale czytaj kurwa uważnie. No, umarła ci żona, kochałeś ją. Płaczesz. Dobrze, to naturalna reakcja. Jesteś smutny. Dobrze, to naturalna reakcja. Tęsknisz za nią. Dobrze, to naturalna reakcja. Tylko wytłumacz mi, co to wszystko ma do kurwy nędzy wspólnego z cierpieniem? Mówisz że cierpisz, ok., wierze ci. Ale cierpisz tylko dlatego, że jesteś debilem. Jesteś człowiekiem, masz emocje, gdy ginie bliska ci osoba będziesz odczuwał tzw. negatywne emocje. Problem polega na tym, że nie są one negatywne. Są wręcz bardzo pozytywne. Pomagają, a właściwie pomagałyby ci uporać się z tym doświadczeniem, gdybyś nie dodawał do nich idiotycznego cierpienia. Dlaczego umarła? Uaaaaaa! DLACZEGO?!?!?! Bo kurwa ludzie umierają debilu! Ale tak, ty cierpisz. Po chuja? Czy to cierpienie ci coś daje? W czymś ci pomaga? Tak? Nie? Jeśli mówisz, że tak, pomaga ci, przestań dalej czytać. Jesteś pizdusiowatym masochistą, lubisz cierpieć suko, wracaj do swojego żałosnego życia, papa. Nie pomaga w niczym? To po chuj cierpisz? Powiem ci, dlaczego. Tak, jesteś debilem, to już wiesz. Ale dlaczego chcesz być debilem, czemu chcesz cierpieć? Powodów jest wiele. Wszyscy wokół ciebie robią tak samo, więc myślisz, że to normalne, że tak trzeba. Pierdolone kłamstwo, pranie mózgu, choroba emocjonalna całego społeczeństwa w którym żyjesz – oto, czym to jest. Ale ty nazywasz to normalnością. Zostałeś oszukany przez wszystkich ludzi wokół ciebie, rodziców, nauczycieli, rodzinę, społeczne autorytety. Głównie jednak oszukałeś sam siebie. Gdy byłeś dzieckiem, byłeś normalny, teraz jesteś chorym psychicznie idiotą. Nie twoja wina, że tak się stało, byłeś młody, naiwny i wierzyłeś że ludzi starsi od ciebie byli od ciebie mądrzejsi, gdy w istocie byli od ciebie głupsi. Sprowadzili cię do swojego poziomu, tak jak sami zostali sprowadzeni w dół nieco wcześniej. To dzieje się od tysiącleci. Teraz ty robisz to własnym dzieciom.
Tak… ten spisek jest tak wielki, wszyscy zostali oszukani. Jest on możliwy właśnie dlatego, że nikt za nim nie stoi, jedynie głupota i ignorancja. Wszyscy jesteśmy jego współtwórcami. Żadni pierdoleni sataniści, masochiści, onaniści, grzesznicy, politycy, masoni, Żydzi, iluminaci, żaden diabeł, szatan, czy inne chuje muje. Zobacz sam, spójrz na to jak chujowy jest ten świat, ile zła, biedy, niesprawiedliwości i bólu ludzie czynią innym ludziom. Nie wiń złych, wiń dobrych. Naprawdę. Kto jest kurwa dla ciebie autorytetem? Satanista, czy twój ksiądz? Dzika większość ludzi słucha tych „dobrych”, „uczciwych”, poważanych! Skoro niemal wszyscy słuchają dobrych , a nie złych, czemu ludzka krzywda jest tak powszechna? Jaki wpływ mogą mieć masoni na rzeczywistość, skoro niemal nikt ich kurwa nie słucha, ucieka od nich, występuje przeciw ich naukom? Że mają taki dobry kamuflaż? Proszę cię, bądź pierdolonym realistą. Na odpowiednio długiej linii czasu każde kłamstwo wyjdzie na jaw. Gdyby ukrycie rządzili tak długo jak twierdzisz, już dawno mielibyśmy NIEPODWAŻALNE i OCZYWISTE dowody ich działalności. Nie mamy. Mamy za to niepodważalne i oczywiste dowody działalności twoich autorytetów. A nasza cywilizacja wcale nie ma się dobrze. Naukowcy próbują, ateiści próbują, ludzie wszystkich religii próbują, a nasze społeczeństwo nadal buja się na krawędzi bólu i samozagłady. Więc coś jest kurwa nie tak. Ale znów się zagalopowałem. To jest trudne, prawda? Zwątpić we wszystko, w co do tej pory wierzyłeś. Taką masz piękną wizję świata! Jest taka oczywista i wspaniała! „Jezus mnie zbawi, nie muszę się martwić!”, „Nauka mnie zbawi, mam intelekt i jestem wolny! Boga nie ma, nie muszę się martwić!”, „Budda mówi, że wszystko ma naturę buddy, nie muszę się martwić!”, „Allah mówi…”, „Tusk mówi…”, „Moja mama mówi…”, „Ja mówię…” Tyle wspaniałych wytłumaczeń. „Taka spójna wizja świata, to wszystko musie być takie, jak ja to widzę.” Ja pierdolę…
Ale wróćmy do cierpienia. Cierpisz, bo czegoś nie chcesz, cierpisz, boś głupi. Masz swoje wyobrażenie tego, jak powinno wyglądać twoje życie, jak powinna wyglądać rzeczywistość. Robisz tyle planów, nieraz planujesz swoje życie na wiele lat do przodu, wiesz już nawet, jakie będzie twoje „życie” po śmierci. Hahaha! Jesteś w tym naprawdę zabawny. Niestety, cały czas twoje życie wygląda inaczej, niż byś chciał. Prawda jest taka, że rzeczywistość jest zbyt skomplikowana, istnieje w niej nieskończona ilość możliwości, nieskończona ilość zmiennych. Ale ty wierzysz, że jesteś w stanie przewidzieć, co się stanie, że będziesz w stanie zaplanować swoje życie. A tak naprawdę nie jesteś w stanie przewidzieć swoich własnych reakcji, za pięć pierdolonych sekund. Być może za cztery sekundy dostaniesz sraczki, lub strzeli ci pikawa, lub zaczniesz fantazjować na temat fajnej dupy, która się do ciebie uśmiechała, ale byłeś zbyt wielką cipcią, żeby zagadać. Ale rżnęłoby się ją fajnie, co? Ups, przepraszam, jesteś wierzący, nie miewasz takich myśli, czujesz do tego obrzydzenie, pogardę i współczucie wobec tych, co siemniesznujom, biedaczek…
Przydarza ci się sytuacja, którą uznajesz z jakichś idiotycznych powodów za negatywną. Chciałbyś, żeby było inaczej, marzysz tylko o tym, żeby to już się skończyło. Cierpisz. Twój problem polega na tym, że tak naprawdę, nieświadomie nienawidzisz rzeczywistości. Tylko i wyłącznie za to, że rzeczywistość, ta bura suka nie ma najmniejszego zamiaru dostosować się do twoich słusznych, światłych i kurewsko ograniczonych poglądów na siebie i rzeczywistość. Nie wierzysz w Boga, więc wkurwiają cię wierzący. Wierzysz w Boga, więc wkurwiają cię ateiści i wyznawcy innych wiar („Akceptuję ich, ale to MY znamy całą prawdę, oni być może szczęzną w piekle, a już na pewno dłużej będą w czyśćcu, ale w końcu poznają NASZEGO Boga… skoro tak kocham bliźniego, więc dlaczego MÓJ Bóg miałby im nie pokazać, jak jest doskonale współczujący, a ja przy okazji”). Słuchasz dobrej muzyki, więc ci debile nie mają gustu. Kochasz ją tak szczerze, i taki dla niej dobry jesteś, a ona chce cię zostawić, no suka no! A ci debile z pracy, a ci politycy, wszystkich nas tylko wkurwiają i ruchają NASZE obywatelskie prawa i wolności. Jesteś naprawdę pokrzywdzony przez los, tak niewiele dzieje się po twojej myśli. Tyle rzeczy na świecie musisz zanegować, wydrwić, obśmiać, wykląć, zdemonizować. Katolik wszędzie widzi diabelskie intrygi i czuje się kuszony przez kurwa niemal wszystko, co znajduje się poza jego Kościołem i kręgiem jego religijnych znajomych. Ateista dostrzega tyle religijnej głupoty i zła, że czuje się osaczony przez tych jebanych katolików, wszyscy działają na ich korzyść, no! Jest to zasadniczo kurewsko zabawne. Poczytaj katolickich autorów, a okaże się, że cały świat jest pochłonięty przez diabła, lewacką głupotę, postępowych debili, eurosocjalizm i ogólny ludzki występek, egoizm, moralny upadek. Oczywiście kiedyś Jezus razem z Bogiem przyjdą, wygrają, bo wygrać muszą, tamci w końcu opierają się na idiotycznych założeniach, więc upadną, nawrócą się, a Bóg jest wszechmocny i z pewnością da nam zbawienie. Oczywiście to nigdy się nie dzieje. Czekają dwa tysiące lat i poczekają kolejne parę. Ale weź do ręki tekst ateistyczny, a nagle okaże się, że zasadniczo póki co światem rządzą religijni debile, nie dają nam żyć normalnie, wszędzie się wpychają, politycy działają na ich korzyść, religia opium rządzi światem, a my ateiści, tacy mądrzy musimy żyć pośród tego religijnego fanatyzmu, który sprowadza całe zło na świat. Ale to się kiedyś zmieni, bo zmienić się musi, ludzie dojrzeją, wzrośnie im IQ, porzucą religijną głupotę i wszystko będzie dobrze. Oczywiście tak się nigdy nie dzieje. Więc jak to kurwa jest? Kto rządzi tym światem? Wszyscy zwalają ten mało zaszczytny obowiązek na kogoś innego. ONI rządzą! Dlatego jest tak źle, przecież to takie oczywiste, że gdyby było tak jak my chcemy, to byłoby super zajebiście! Nieważne kurwa kim jesteś, socjalistą, lewakiem, prawakiem, anarchistą, punkiem, metalem, tradycjonalistą, liberałem, ekonomistą, ateistą, katolikiem, arabem, judaistą, masonem, czy kimkolwiek kurwa innym. Działasz dokładnie w ten sam sposób, w jaki działają ci, którym tak bardzo współczujesz ignorancji.  
Musisz nienawidzić rzeczywistości, nawet jeśli twierdzisz, że ją kochasz, w końcu darem jest, czy coś tam. Istnieje w niej tyle rzeczy, które godzą w ciebie! Tylu ludzi, którzy widzą świat inaczej, niż ty. Tylu ludzi, którzy wyznają inne wartości niż ty! „A przecież wartości są kurwa obiektywne!”, „Jak on może twierdzić, że wartości są obiektywne, skoro są kurwa subiektywne!” Inaczej chodzą, inaczej się ubierają, lubią inną muzykę, głosowali na inną partię lub kurwa egoistyczni debile nie głosowali w ogóle. „Patrz kurwa, jak ty gotujesz te ziemniaki, nie wiesz jak to się robi, ja ci pokażę!”, „Te buty do tych spodni, pogięło cię?”, „Hahaha, on nie lubi piłki nożnej!”, „Nie martw się bracie, jeszcze się nawrócisz i przyznasz mi rację!” O tak… masz wiele różnych sposobów, żeby radzić sobie z tym wszystkim, co ci nie pasuje, co wywołuje twoje cierpienie. Możesz z tego drwić, krytykować to, śmiać się, być obojętnym, wskazywać na to jakie to debilne i nieracjonalne, współczuć, głaskać z politowaniem po głowie, obrażać się, uznawać to za potwierdzenie swoich racji, pomagać w zrozumieniu tych oczywistych błędów, spuścić wpierdol, wyzywać i tak wiele innych prymitywnych, lub subtelnych sposobów na radzenie sobie z tym wszystkim, czego tak naprawdę kurwa po prostu nie lubisz! Tak, dzięki za przyznanie mi racji, jesteś debilem. Nie przestaniesz cierpieć tak długo, jak będziesz chciał się pozbyć czegoś ze świata. Możesz nazywać to złem, głupotą, ignorancją, bezguściem, fanatyzmem, cokolwiek. Nie wiesz, że im bardziej próbujesz się czegoś pozbyć, tym bardziej to utwierdzasz. Sataniści zostają nimi z reguły, bo nie lubią chrześcijan i uważają ich za skończonych debili, więc skoro katole mówią, że satanizm to głupota, absurd i w ogóle coś najgorszego, to potencjalny satanista myśli sobie, skoro ci idioci tak tego nie lubią to musi być coś naprawdę zajebistego! Zawsze możesz powołać się na te informacje, które ci przyklaskują, oraz spokojnie zignorować to, co ci nie leży.
Lubisz przebywać z tymi, którzy myślą podobnie. Daje ci to wrażenie, że jest was wielu. Fajnie w grupie się poutwierdzać we własnych przekonaniach. Ale cierpienia to nie usunie. Czujesz się fajnie, bo wyznajesz idealną i prawdziwą religię. Religie są fajne, potrafią dać zajebistego endorfinowego kopa, zwanego potocznie bożą łaską, czy czymkolwiek innym. Wierzący wszystkich religii tego doświadczają! Naprawdę wierzysz, że islamski terrorysta potrafiłby przezwyciężyć instynkt samozachowawczy i wysadzić się w powietrze wraz z heretykami, gdyby chociaż na chwilę jego wiara nie dałaby mu jakiegoś mega zajebistego „duchowego” odczucia? On poczuł łaskę Allaha tak samo jak ty czujesz miłosierdzie Jezusa. Ta łaska to świetna sprawa, pośpiewasz w grupie parę religijnych pieśni, później pójdziesz do domu, pomodlisz się, w końcu zaczniesz adorować swego Boga i nagle zaczynasz czuć wytchnienie, ulgę, radość, miłość. Niewątpliwie otarłeś się o swego Boga! To naprawdę lepsze, niż heroina! Problem w tym, że to nie usuwa cierpienia. Mega dopływ endorfin, oraz innych naturalnych neuroprzekaźników się skończy i znów będziesz czuł się podle. No tak… Szatan nadal kusi na tym świecie, dalej trzeba walczyć o zbawienie. Na wszystko masz piękne i logiczne wytłumaczenia.
Problem z tym stanem „duchowej łaski” jest taki, że jakkolwiek fajny i przyjemny by nie był, pozwala ci dalej żyć w kłamstwie. Gdy to odczuwasz, wszystko ma sens, masz wrażenie, że wybrałeś słuszną ścieżkę, to jest dowodem! Cóż mogą ci powiedzieć ateiści wobec tego, czego właśnie doświadczyłeś? Ale to tylko wrażenie, gdyby tak nie było, odczuwałbyś to permanentnie, a nie tylko raz na jakiś czas. Odczuwasz to tak często, by wystarczyło przywiązać cię do twojej wizji świata. Niektórzy doświadczą tego tylko przy nawróceniu, ci którzy kontemplują i modlą się naprawdę intensywnie, nieco częściej. Sam sobie to robisz. Przyjemność i cierpienie wytwarzasz zawsze sam. Możesz mi wierzyć, lub nie, ale w ramach antropologicznego eksperymentu próbowałem osiągnąć to i jak najbardziej mi się udało. Pomimo, iż zasadniczo z żadnym teizmem nie mam nic wspólnego! Długa i intensywna kontemplacja chrześcijańskiej modlitwy, piękny stan radości i ufności. Modlitwa islamska, to samo! Poezja thelemiczna wychwalająca Dionizosa – również! Raz postanowiłem pójść na całość i zacząłem wychwalać kubek do herbaty. Napisałem ładną adorację i godzinę później, ten sam stan. Na krótką chwilę naprawdę uwierzyłem, że kubek jest Bogiem! W tamtym momencie to było takie sensowne i oczywiste! Oczywiście później endorfiny zeszły i po chwili chwały biedny kubek  utracił swój boski status. To generalnie bardzo fajnie, że możemy to odczuwać, ale przy ogólnej kondycji umysłów większości ludzi może to być niebezpiecznie. Doświadczone raz na jakiś czas może podwyższać naszą inteligencję, odświeżyć psychicznie i dodać sił (teraz już wiecie drodzy ateusze, skąd chrześcijanie mają tyle misyjnej energii). Ale może również uzależnić i oszukiwać, jeśli nie wiemy, skąd się bierze. Poza tym jest tymczasowe, oraz jak już mówiłem, nie usunie twojego pieprzonego wewnętrznego cierpienia.
Nie przestaniesz cierpieć, dopóki będziesz cokolwiek negować. Jeśli chcesz być szczery, masz tylko dwa wyjścia, pokochać cały świat (w tym samego siebie, jako jego integralną część), lub go całkowicie znienawidzić (w tym samego siebie, jako jego integralną część). Masz być gorącym kochankiem, lub zimnym skurwielem, nigdy letnią cipcią. Sam wybierz, co dla ciebie lepsze, choć ostrzegam, nie będziesz w stanie na dłuższą metę nienawidzić wszystkiego bez wyjątku. Powiem jeszcze raz to samo, lecz inaczej. Cierpisz, bo kochasz coś bardziej, a coś innego mniej. Cierpisz, bo jako pierdolony debilny egoista chcesz mieć pewne rzeczy, a parę innych chcesz wyrzucić jak najdalej od siebie. Sęk w tym, że miłość jest pieprzoną pełnią. Nie możesz kochać czegoś. Albo kochasz, albo nie. Miłość nie ma przedmiotu. Jest tylko podmiot miłości. Kiedy jest miłość, wszystko jest tobą. Nie krzywdzisz nikogo, bo wszystkich kochasz. Bo w miłości wszyscy są częścią ciebie, a ty jesteś częścią innych. Jeśli nie potrafisz kochać swych wrogów, tych którzy w jakikolwiek sposób ci przeszkadzają, nie znasz miłości. Jeśli kochasz tylko tych, którzy kochają ciebie, nie znasz miłości – jesteś tylko psychicznie uzależniony. Jesteś egoistą, który dzięki miłości drugiej osoby chce poczuć się szczęśliwy. Pierdolona z ciebie ciota. Ty ją kochasz, bo ona cię kocha. Ona cię kocha, bo kochasz ją ty. Oboje czujecie się fajnie, przez jakiś czas, to erotyczny odpowiednik duchowej łaski, dokładnie ten sam narkotyk. Ale prawdziwej miłości w tym nie ma.
 Nie potrafisz kochać, nie potrafisz przestać cierpieć, z wielu powodów. Jest to dla ciebie za proste. Dokładnie tak, jesteś tak tępy, że potrafisz robić i osiągać jedynie rzeczy skomplikowane, prostota miłości przekracza twój debilny intelekt. Nie potrafisz kochać, bo miłość nigdy nie oczekuje niczego w zamian. A ty zawsze czegoś chcesz. Miłości, seksu, przytulenia, odpowiedzialności, zbawienia, mieszkania, dobrej pracy, dzieci, braku śmierci, braku ludzi o gorszących cię zachowaniach i poglądach, przyjemności, spokoju, łatwości, wolnego czasu, wzajemności, uśmiechu, dobrego słowa, pogłaskania po główce, pochwały, społecznej aprobaty, akceptacji przez innych, oraz nieskończonej ilości innych rzeczy. Jeśli życie kopnie cię w tyłek, stracisz pracę, rzuci cię dziewczyna, piła do drewna odpierdoli ci kutasa, ptak nasra ci na włosy przed randką, czujesz się źle. Nie kochasz wtedy życia, co? „Czemu tak jest?! Czemu życie jest niesprawiedliwe i okrutne, czemu im się powodzi a mi nie? Moje życie jest chujowe!” Obwiniasz wszystko, czasem siebie, częściej innych, generalnie całą rzeczywistość. Nie potrafisz kochać. Zawsze oczekujesz wzajemności. „Kocham Cię Boże, ale pomóż mi wytrwać w wierze.”, „Kocham cię, ale znajdź pracę.”, „Kocham cię, umyj podłogę.”, „Kocham cię, pójdź na medycynę synku.”, „Kocham cię, chodź się pieprzyć.”, „Kocham cię, widziałem zajebisty samochód.” Rzeczywistość jest fajna, gdy nam się wiedzie, ale gdy zaczyna się walić, wtedy twoja miłość znika. Sęk w tym, że miłość nie znika, jest zawsze i wszędzie. Nic nie musisz robić, rzeczywistość i miłość nic nie muszą robić, one po prostu są. Jeśli twoja miłość znika, chwieje się, potyka, to nie jest to prawdziwa miłość kurwo!
Jest to dla ciebie niewyobrażalne, co? Komuś spalił się cały dom, a on w odpowiedzi tańczy i śmiejąc się wesoło krzyczy: „Zajebiście! I tak mi się znudził!” Pomimo tego, że włożył w ten dom oszczędności  całego życia. Pewnie wierzysz, że nikt, ale to nikt by tak nie zrobił, a nawet gdyby, to byłby skończonym debilem. Problem w tym, że on jest normalny, a ty jesteś idiotą. Pogódź się z tym. Oczywiście ja to wszystko doskonale rozumiem. Tyle w końcu w to wszystko zainwestowałeś. Tyle trudu i pracy cię kosztowało, żeby coś osiągnąć. Jeśli to stracisz, zmarnujesz tyle lat życia. Dokładnie!!! Sęk w tym, że i tak to stracisz ze 100% prawdopodobieństwem. Stracisz szybciej lub później. Nawet te wszystkie szlachetne idee w twojej głowie, z których jesteś taki kurwa dumny przestaną być twoje w chwili niedotlenienia twojego mózgu. Tak naprawdę nic nie posiadasz, prawo własności to chuj, tak naprawdę nic takiego nie istnieje. Nic nie miałeś, nic nie masz, nic nie będziesz miał. Wydaje ci się, że coś posiadasz, a później płaczesz, gdy okaże się że jednak nie posiadasz, bo to zniknęło, zostało skradzione, zniszczone, wzięte przez bank za niespłacony kredyt. Gdybyś naprawdę coś posiadał, nikt nie byłby w stanie ci tego zabrać. Ale nie posiadasz nic, więc wszystko możesz stracić. Nie posiadasz, a jedynie użytkujesz przez krótką chwilę. Nie mniej, nie więcej. Czy powoli zaczyna docierać do ciebie, że cierpienie jest twoim wyborem? Bo szczerze przestało mnie bawić tłumaczenie ci tego wszystkiego, niczym ostatniemu osłowi. Tym bardziej, że nadal jesteś w stanie umysłu pt. „Co on pierdoli? Takich głupot już dawno nie czytałem!”
Dla odmiany kolejne ćwiczenie zen mego autorstwa. Rozbierz się do naga. Tak kurwa, do naga wstydliwa cipo. Masz być sam, choć nawet wtedy pewnie będziesz czuł się niekomfortowo. Nieważne jaki masz światopogląd, przybywanie nago samemu w pokoju, gdy nikt nie widzi nie powinno być dla ciebie niczym strasznym, no chyba że kąpiesz się w kąpielówkach, jak niektóre cipy, hę? Poczuj się dobrze! Właściwie tutaj opis ćwiczenia powinien się skończyć, ale taki idiota jak ty pewnie nie wie, jak to zrobić. Więc tak: Jesteś nago, fajnie jeśli masz lustro i możesz widzieć swoje nagie ciało. Idealnie będzie w momencie, gdy przestaniesz się czuć w jakikolwiek sposób skrępowany swoją nagością. Chyba rozumiesz zresztą, jakie debilne jest czucie skrępowania wobec swojej własnej nagości, prawda? Prawda? Prawda? Zasmucasz mnie… Możesz włączyć fajną muzykę i zacząć nago tańczyć, jeśli nie umiesz tańczyć będziesz czuć się tym bardziej głupio. I o to chodzi! Tańcz i wygłupiaj się, jeśli możesz sobie na to pozwolić, wydawaj głośne i głupie dźwięki. Baw się kurwa! Dokładnie tak! Czyń tak minimum pół godziny, a najlepiej całą. Powtarzaj praktykę tak długo, aż poczujesz się swobodny, prawdziwy i wolny. Gratulacje, właśnie znalazłeś się jeden krok bliżej człowieczeństwa. Możesz oczywiście zrobić to wspólnie z kimś, wtedy efekty będą o wiele lepsze, ale nie oszukujmy się, nie masz na to odwagi, boś cipka. Swoją drogą, skoro już jesteśmy w temacie, czy ty też uważasz, że lizanie cipek jest wspaniałe? Naprawdę, coś niesamowitego! Te różowiutkie wargi i ściekające soczki, cudowna ciepła delikatność muskająca twój język i usta… Mmmmm. Rozmarzyłem się. Ciekawe, czy ssanie kutasa jest tak samo przyjemne… Chyba cię nie zniesmaczyłem, co? Debilku ty mój.
Wracajmy jednak do cierpienia, nie mam na razie dużo więcej do powiedzenia, jeszcze kiedyś to rozwinę. Masz po prostu przestać cierpieć. Zaakceptuj wszystko, całą rzeczywistość. Ssij cudowne soczki kosmicznej waginy, nawet jeśli masz mylne wrażenie, że czasem nieco zalatują rybką. Tak naprawdę zawsze pachną mistycznym kwiatem lotosu. Przestań kurwa cierpieć! Na chuj to robisz? Przestań być jebanym masochistą. Pierdol to, że masz tyle wad, pierdol to, że masz jebane zalety. Pierdol te ułomności, swoje i innych, pierdol ograniczenia, uwarunkowania, pomyłki. Niechaj sobie są, jeśli je polubisz, same znikną, bo nie są niczym innym jak tylko wypaczeniem twojej natury którą kiedyś w toku społecznego warunkowania zanegowałeś. Wszystkie wady zmienią się w piękne i naturalne cechy, jeśli tylko je pokochasz i pozwolisz im być. One też mają prawo istnieć. Jak wszystko na tym świecie. Porada więc ostatnia. Jak przestać cierpieć? Unaocznij w sobie piękne zrozumienie: „O… Cierpię… Zajebiście!” 
Kończąc. Wierzcie mi, lub nie, ale pisanie tego pozornie cynicznego, zepsutego, wulgarnego tekstu przysporzyło mi wiele radości. Mam nadzieję, że na was podziała tak samo. Dzisiaj, lub kiedyś indziej.