Biohazard!

Zanim zagłębicie się w lekturę, muszę was ostrzec. Poszczególne wpisy mogą zawierać (a najprawdopodobniej będą) treści nieodpowiednie dla statystycznego "obywatela" planety Ziemia z gatunku Homo sapiens sapiens. Jeżeli należycie do szerokiego grona osób, które można w jakikolwiek sposób urazić, nie życzycie sobie, by obrażano was, wasze rodziny i znajomych, nie życzycie sobie, by obrażano wasze uczucia (czy to religijne, czy filozoficzne, społeczne, osobiste, cokolwiek sobie wymyślicie), dla własnego dobra opuśćcie tę stronę. Nie spotka was tu nic dobrego. Treść jest przeznaczona głównie dla ludzi posiadających spory zapas psychicznego dystansu praktycznie wobec wszystkiego, głównie do rzeczy i zjawisk związanych z ich osobistą strefą. Mówiąc jeszcze inaczej, blog ten może zawierać (i najprawdopodobniej będzie) treści najgorszego rodzaju, wliczając w to herezje, dewiacje, opisy szaleństwa i psychopatologii, opisy przepełnione obrzydlistwem i pełne nienawiści do różnorakich zjawisk. Będą tutaj nagminnie obrażane wasze religijne odczucia, zostaną zmieszane z błotem wszystkie wasze teorie, idee, autorytety i bogowie, których wyznajecie. Przede wszystkim będę nieustannie starał się zniszczyć was samych poprzez obrażanie was, wyzywanie, drwienie i bezcelowe szyderstwo, życzenie wam wszystkiego najgorszego, oraz permanentne podkopywanie waszego dobrego samopoczucia. Oczekujcie najgorszego. Nade wszystko, odejdźcie, póki jeszcze możecie.

wtorek, 3 stycznia 2012

Piękny wykład traktujący o problematyce życia społecznego oraz nowym ortodoksyjnym ujęciu łagodnej filozofii buddyzmu zen, który zostanie przez ciebie szczerze znienawidzony z całego twego serca. O ile jednak jesteś zepsutą do szpiku kości osobą z zaburzeniami osobowości prawdopodobnie go pokochasz. Czytanie grozi opętaniem. Naprawdę! Przekonasz się.

„Przestań kurwa cierpieć!” – oto najprostsza lekcja zen. „Zajebiście!” – oto oświecenie, a zarazem odpowiedź na wszystkie egzystencjalne, filozoficzne i duchowe pytania ludzkości. Hahahahahahahahaha – czyli dokładnie to samo co „Zajebiście!”
Pluję wam w twarz! Wszystkim! Pluję bo chcę was pokochać, a nie potrafię. Widzę w was tyle wad, tyle głupoty, ignorancji, samozakłamania, idiotycznych i gnuśnych „prawd”, hipokryzji, całego oceanu skaz, oraz tyle innych drzazg i pali przeszywających wasze umysły i ciała. Najgorzej jednak gardzę w was wszystkim tym, co zwykliście nazywać swoimi zaletami, oraz swoimi cnotami, och tak, zaprawdę powiadam wam, to mnie w was mierzi najbardziej. Bo gdy robicie coś źle, a później przyznajecie się do tego, nie mam wam tego za złe. Nawet gdy krzywdzicie innych nieświadomie, nie widząc swych wad, potrafię was zrozumieć. Ale gdy rzucacie we mnie bez znieczulenia swoimi „talentami”, „cnotami”, „dobrocią”, „współczuciem”, „dobrą nowiną”, „radami” oraz całą resztą tej waszej fajności, uczuciowości i przejawów dobrego serca, wtedy nie mogę was znieść. Nie dlatego, że to robicie. Ale z powodu tej dumy i samo fascynacji z jaką to robicie. Od czasu do czasu udaje wam się jeszcze zobaczyć, że zrobiliście coś niewłaściwego. Ale gdy postępujecie „właściwie”, wtedy stajecie się niepowstrzymywani, zmieniacie się w rozognionych bogów, prących do przodu bez kroku w bok, czy w tył, bez chwili przerwy na obejrzenie się na efekty waszych wspaniałych uczynków. Choćbym bronił się rękami i nogami, wy MUSICIE mi pomóc, wy MUSICIE pokazać mi PRAWDĘ, MUSICIE mnie zabawiać, uczyć, wychowywać, kochać, współczuć, przytulać, głaskać, wyprowadzać z błędu. MUSICIE pokazać mi jacy jesteście fajni, dobrzy, współczujący, hojni, dobrzy, bogobojni i wierzący. Jacy to z was cool ateiści, jacy nowocześni ale moralni chrześcijanie, jacy wyzwoleni racjonaliści, jacy wspaniali i lepsi od reszty ludzkości adepci rozwoju duchowego, jacy niezależni z was hipsterzy, jacy cudownie zdystansowani z was żartownisie, jacy z was dobrzy ojcowie i córki, jacy wyluzowani z was przyjaciele.
Och, gdybyście jeszcze nie odsądzali od czci i wiary wszystkich tych, którzy nie widzą świata tak jak wy, może i byście mnie przekonali. „Ja taki mądry i miły i uczciwy i ludzi kocham i troszczę się o wszystkich. Nie to co oni, głupi i racjonalnie myśleć nie umieją, jak zwierzęta się zachowują, ale jeszcze kiedyś zrozumieją, jak bardzo się mylą! Jeszcze im prawda w oczy tak przypierdoli, że się nie podniosą i mnie przeproszą za to, że ze mnie drwili i wyzywali. Ale kocham ich i im współczuje, by jak najszybciej na oczy przejrzeli.” I tak chrześcijanie gromy rzucają w ateistów i śmieją się z ich głupoty. I ateiści z religijnych matołów drwią, w czoło się pukają i z troską pytają, kiedy katolikom w końcu mózgi wyrosną. Islamiści z kolei milczą, nabierają wody w usta, czerwienieją na twarzach, ale jeden wybuch później i ci co się z nich śmiali tryskają czerwienią jeszcze bardziej niż ich twarze. I nie śmiejcie się teraz wy, których nie wymieniłem, bo jeszcze gorsi od nich jesteście. „Moja muzyka jest zajebista, a ci co słuchają rocka, to brudy i obdartusy.”, „Jakim trzeba być prymitywem, żeby słuchać hip-hopu!”, „Ale szmata, patrz jak ona się ubrała, szacunku do siebie nie ma.”, „Jak ona tak może, pół wioski ją przeleciało, nie to co ja, z miłości się misiowi oddałam.”, „Jakim trzeba być kretynem, żeby jeździć w ten sposób.”, „Ale idiota, jak on może myśleć, że PiS to dobra partia.”, „Hahaha, on wierzy że ruski też człowiek.”, „Jak on może medytować, czy nie wie, że to prowadzi do opętania?”, „Jak on może nie medytować, czy chce całe życie pozostawać nieświadomym głupcem?” Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jacy potraficie być irytujący! Nie widzicie, jak bardzo szkodzicie innym, gdy wydaje wam się, że im tylko pomagacie.
Ale wiecie co mnie najbardziej wkurwia? Gdy tak na was patrzę i zaczynam dostrzegać to wszystko coraz wyraźniej? Pewnie nie wiecie. Więc wam powiem. Że później patrzę na siebie i widzę, że tyle razy sam zachowuję się podobnie. Ten tekst jest tego celowym przykładem. Widzę tyle wspaniałych rzeczy w ludzkości. Naprawdę. Niczym Tyler Durden widzę cały ten pierdolony potencjał i widzę jak się marnuje. Widzę czyjeś zachowanie w jednym momencie i odzyskuję wiarę w człowieka, a później widzę go w innej sytuacji, i mam ochotę zabić jego i siebie. Sam w sobie widzę tyle głupoty, że nie jestem w stanie zmierzyć. Ilekroć zrobiłem coś naprawdę dobrego, robiłem to nieświadomie, intuicyjnie, bo tego wymagała sytuacja. Ilekroć coś spierdoliłem, miałem dobre zamiary. To znaczy wydawało mi się, że miałem. Bo prawda była zupełnie inna. Nie jest to łatwe. Ale w tym momencie straciłem chwilowo ochotę, by o tym pisać, więc zacznę z innej beczki. Bez obaw, dalej będzie bluźnierczo i zgryźliwie. 
Zacząłem od własnej interpretacji zenu. Przestań kurwa cierpieć! Nie są to słowa żadnego roshiego. Są moje. Tak, to jest takie kurwa proste. Ustanie cierpienia nie jest oczywiście jeszcze oświeceniem, choć żaden oświecony nie doznaje cierpienia. Każdy z nas ma taki moment, w którym nie cierpiał, ale to rzadkie chwile, nawet jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy. Dzieci nie cierpią, ale one są od nas mądrzejsze. Dziecko jest w pewnym sensie przeciwieństwem dorosłego. Płacze, ale nie cierpi - dorosły na odwrót. Jak przestać cierpieć? Zamknij ryj! O, tak właśnie! Zamknij ryj i przestań cierpieć! Nie pytaj się mnie jak to zrobić, czy pytałeś kiedyś kogoś jak przestać chodzić? Jak przestać jeść? Jak przestać pracować? Jak przestać szczać do umywalki? Jeśli wiesz jak przestać wykonywać te czynności, to podpowiem ci – przestaje się cierpieć dokładnie w ten sam sposób. Jeśli dalej nie wiesz, to masz problem. „O kurwa! Odsuń się, nie wiem jak się zatrzymać, moje nogi cały czas chodzą! Ja pierdolę, przede mną jest przepaść a ja nie wiem, jak przestać iść, kurwaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa….„
Teraz jest ten moment w którym czytając to uznajesz mnie za debila. „To nie takie proste naiwniaku! Haha! Przecież są sytuacje, które przyczyniają się do cierpienia, niezależne ode mnie. Tak samo, wiem jak przestać chodzić, ale są momenty kiedy chodzić muszę, bo wymaga tego ode mnie rzeczywistość. Muszę wstać  i iść do pracy, choćbym nie chciał. Jak będzie na mnie jechał samochód to odskoczę, choćbym nie chciał. Jak umrze mi żona to cierpię, choćbym nie chciał.” Gówno prawda! Zaraz ci udowodnię, że to ty jesteś debilem, nie ja (choć w sumie masz rację, ja też generalnie jestem debilem). Wstajesz z łóżka i idziesz do pracy nie dlatego, że musisz, ale dlatego, że chcesz. Ta, ok, nie lubisz swojej pracy, ale lubisz jeść, pić, mieć mieszkanie, itd. A że jesteś na tyle mało kreatywnym idiotą, że nie jesteś w stanie wymyśleć żadnego lepszego sposobu na zapewnienie sobie tego wszystkiego, chodzisz do pracy. Bo chcesz! Koniec tematu. Jeśli spierdalasz przed samochodem, to dlatego, że chcesz żyć. Odruch bezwarunkowy, instynkt samozachowawczy, srutututu majtki z drutu, są tylko dlatego, że jesteś zbyt tępy, żeby zareagować na tyle szybko zastanawiając się, czy chcesz to zrobić. Gdybyś chciał zginąć pod tirem, stał byś jak posąg w miejscu, ale nie chcesz (czemu nie chcesz to inna sprawa, nie mówię że masz wpływ na to, czego chcesz, a czego nie, bo nie masz).
Podobnie z cierpieniem, cierpisz bo chcesz, cierpienie jest wbrew pozorom czynnością. Co ma świat wspólnego z cierpieniem? Podpowiem ci delikatnie. Chuja. Świat w przeciwieństwie do ciebie nie cierpi. Być może dlatego, że świat w przeciwieństwie do ciebie nie jest jęczącą cipą. Ale masz rację, dowodu część dalsza. Że niby nie ty wywołujesz swoje cierpienie, ale zewnętrzny świat. No cóż, poza drobnym faktem, że nie ma czegoś takiego jak zewnętrzny wobec ciebie świat, bo sam jesteś jego pierdoloną częścią i nic cię od niego nie oddziela, ale masz rację, nie rozumiesz, bo jesteś zbyt głupi, a ja nie mam na tyle cierpliwości by tłumaczyć ci coś tak oczywistego. Po pierwsze, dlaczego świat miałby wywoływać twoje cierpienie? Że niby cierpienie czegoś uczy? Ano chuja, od tego jest ból. Ból z cierpieniem nie ma nic wspólnego. Możesz być szczęśliwy nawet jeśli boli cię całe ciało. Że nigdy nie słyszałeś o kimś takim? Większość ludzi cierpi, nawet gdy nic ich nie boli, więc dlaczego mieliby nie cierpieć, gdy go czują? Ból jest reakcją neutralną, owszem mówi że coś jest nie tak, ale nie wywołuje cierpienia, co najwyżej każe ci wyciągnąć rękę z tego pierdolonego ognia, kretynie! Przewlekły ból? Rak? Przyjemne to nie jest na pewno, ale tak kurwa, nie wywołuje cierpienia. To znaczy wywołuje, dlatego że chcesz, żeby wywoływało. Być może po prostu nie wiesz czym jest cierpienie. Cierpienie jest wtedy, kiedy chcesz, żeby coś się zmieniło.  Np. Szef cię opierdala jak burą sukę na oczach wszystkich a ty cierpisz. Czujesz się źle, chcesz żeby to się skończyło, nie możesz doczekać się powrotu do domu. Ale gdy wracasz do domu żona cię opierdala bo nalałeś na deskę i skrytykowałeś smak zupy, cierpisz znowu. Później uprawiasz z nią seks, ale nie wiesz czy miała orgazm, czy tylko udawała żebyś  przestał ją dotykać i cierpisz znowu. Właściwie to cierpisz cały czas. Jeśli mi nie wierzysz, wykonaj następujące ćwiczenie.
Znajdź ciche, ustronne miejsce, gdzie nikt i nic nie będzie cię niepokoić. Ma być neutralne i wszystkie warunki niech będą takie, byś mógł z ręką na sercu stwierdzić - w tym miejscu, w momencie gdy w nim przebywam nic nie wywołuje mojego cierpienia. Siedź, stój, lub chodź, jak ci najwygodniej. Postaraj się spędzić tak jedną godzinę. Uwaga, masz cieszyć się tym miejscem, nie myśl o niczym innym, NICZYM. Skup się na tu i teraz, miejsce jest neutralne, więc nie masz żadnej wymówki, by czuć się źle. Chuja mnie obchodzi, że twoje małżeństwo się sypie a szef cie rucha na kasę. Tu i teraz nie ma szefa, pracy, żony i czegokolwiek innego. Twoje pole percepcji jest czyste, nie masz prawa cierpieć. Jak się czujesz? Dobrze? Czy chciałbyś, żeby ta chwila trwała w nieskończoność? Czemu kurwa nie? Nie podoba ci się? Biedaczek…
Słuchaj, wiem, że dużo dygresji i nie jesteś jeszcze przekonany, ale czytaj kurwa uważnie. No, umarła ci żona, kochałeś ją. Płaczesz. Dobrze, to naturalna reakcja. Jesteś smutny. Dobrze, to naturalna reakcja. Tęsknisz za nią. Dobrze, to naturalna reakcja. Tylko wytłumacz mi, co to wszystko ma do kurwy nędzy wspólnego z cierpieniem? Mówisz że cierpisz, ok., wierze ci. Ale cierpisz tylko dlatego, że jesteś debilem. Jesteś człowiekiem, masz emocje, gdy ginie bliska ci osoba będziesz odczuwał tzw. negatywne emocje. Problem polega na tym, że nie są one negatywne. Są wręcz bardzo pozytywne. Pomagają, a właściwie pomagałyby ci uporać się z tym doświadczeniem, gdybyś nie dodawał do nich idiotycznego cierpienia. Dlaczego umarła? Uaaaaaa! DLACZEGO?!?!?! Bo kurwa ludzie umierają debilu! Ale tak, ty cierpisz. Po chuja? Czy to cierpienie ci coś daje? W czymś ci pomaga? Tak? Nie? Jeśli mówisz, że tak, pomaga ci, przestań dalej czytać. Jesteś pizdusiowatym masochistą, lubisz cierpieć suko, wracaj do swojego żałosnego życia, papa. Nie pomaga w niczym? To po chuj cierpisz? Powiem ci, dlaczego. Tak, jesteś debilem, to już wiesz. Ale dlaczego chcesz być debilem, czemu chcesz cierpieć? Powodów jest wiele. Wszyscy wokół ciebie robią tak samo, więc myślisz, że to normalne, że tak trzeba. Pierdolone kłamstwo, pranie mózgu, choroba emocjonalna całego społeczeństwa w którym żyjesz – oto, czym to jest. Ale ty nazywasz to normalnością. Zostałeś oszukany przez wszystkich ludzi wokół ciebie, rodziców, nauczycieli, rodzinę, społeczne autorytety. Głównie jednak oszukałeś sam siebie. Gdy byłeś dzieckiem, byłeś normalny, teraz jesteś chorym psychicznie idiotą. Nie twoja wina, że tak się stało, byłeś młody, naiwny i wierzyłeś że ludzi starsi od ciebie byli od ciebie mądrzejsi, gdy w istocie byli od ciebie głupsi. Sprowadzili cię do swojego poziomu, tak jak sami zostali sprowadzeni w dół nieco wcześniej. To dzieje się od tysiącleci. Teraz ty robisz to własnym dzieciom.
Tak… ten spisek jest tak wielki, wszyscy zostali oszukani. Jest on możliwy właśnie dlatego, że nikt za nim nie stoi, jedynie głupota i ignorancja. Wszyscy jesteśmy jego współtwórcami. Żadni pierdoleni sataniści, masochiści, onaniści, grzesznicy, politycy, masoni, Żydzi, iluminaci, żaden diabeł, szatan, czy inne chuje muje. Zobacz sam, spójrz na to jak chujowy jest ten świat, ile zła, biedy, niesprawiedliwości i bólu ludzie czynią innym ludziom. Nie wiń złych, wiń dobrych. Naprawdę. Kto jest kurwa dla ciebie autorytetem? Satanista, czy twój ksiądz? Dzika większość ludzi słucha tych „dobrych”, „uczciwych”, poważanych! Skoro niemal wszyscy słuchają dobrych , a nie złych, czemu ludzka krzywda jest tak powszechna? Jaki wpływ mogą mieć masoni na rzeczywistość, skoro niemal nikt ich kurwa nie słucha, ucieka od nich, występuje przeciw ich naukom? Że mają taki dobry kamuflaż? Proszę cię, bądź pierdolonym realistą. Na odpowiednio długiej linii czasu każde kłamstwo wyjdzie na jaw. Gdyby ukrycie rządzili tak długo jak twierdzisz, już dawno mielibyśmy NIEPODWAŻALNE i OCZYWISTE dowody ich działalności. Nie mamy. Mamy za to niepodważalne i oczywiste dowody działalności twoich autorytetów. A nasza cywilizacja wcale nie ma się dobrze. Naukowcy próbują, ateiści próbują, ludzie wszystkich religii próbują, a nasze społeczeństwo nadal buja się na krawędzi bólu i samozagłady. Więc coś jest kurwa nie tak. Ale znów się zagalopowałem. To jest trudne, prawda? Zwątpić we wszystko, w co do tej pory wierzyłeś. Taką masz piękną wizję świata! Jest taka oczywista i wspaniała! „Jezus mnie zbawi, nie muszę się martwić!”, „Nauka mnie zbawi, mam intelekt i jestem wolny! Boga nie ma, nie muszę się martwić!”, „Budda mówi, że wszystko ma naturę buddy, nie muszę się martwić!”, „Allah mówi…”, „Tusk mówi…”, „Moja mama mówi…”, „Ja mówię…” Tyle wspaniałych wytłumaczeń. „Taka spójna wizja świata, to wszystko musie być takie, jak ja to widzę.” Ja pierdolę…
Ale wróćmy do cierpienia. Cierpisz, bo czegoś nie chcesz, cierpisz, boś głupi. Masz swoje wyobrażenie tego, jak powinno wyglądać twoje życie, jak powinna wyglądać rzeczywistość. Robisz tyle planów, nieraz planujesz swoje życie na wiele lat do przodu, wiesz już nawet, jakie będzie twoje „życie” po śmierci. Hahaha! Jesteś w tym naprawdę zabawny. Niestety, cały czas twoje życie wygląda inaczej, niż byś chciał. Prawda jest taka, że rzeczywistość jest zbyt skomplikowana, istnieje w niej nieskończona ilość możliwości, nieskończona ilość zmiennych. Ale ty wierzysz, że jesteś w stanie przewidzieć, co się stanie, że będziesz w stanie zaplanować swoje życie. A tak naprawdę nie jesteś w stanie przewidzieć swoich własnych reakcji, za pięć pierdolonych sekund. Być może za cztery sekundy dostaniesz sraczki, lub strzeli ci pikawa, lub zaczniesz fantazjować na temat fajnej dupy, która się do ciebie uśmiechała, ale byłeś zbyt wielką cipcią, żeby zagadać. Ale rżnęłoby się ją fajnie, co? Ups, przepraszam, jesteś wierzący, nie miewasz takich myśli, czujesz do tego obrzydzenie, pogardę i współczucie wobec tych, co siemniesznujom, biedaczek…
Przydarza ci się sytuacja, którą uznajesz z jakichś idiotycznych powodów za negatywną. Chciałbyś, żeby było inaczej, marzysz tylko o tym, żeby to już się skończyło. Cierpisz. Twój problem polega na tym, że tak naprawdę, nieświadomie nienawidzisz rzeczywistości. Tylko i wyłącznie za to, że rzeczywistość, ta bura suka nie ma najmniejszego zamiaru dostosować się do twoich słusznych, światłych i kurewsko ograniczonych poglądów na siebie i rzeczywistość. Nie wierzysz w Boga, więc wkurwiają cię wierzący. Wierzysz w Boga, więc wkurwiają cię ateiści i wyznawcy innych wiar („Akceptuję ich, ale to MY znamy całą prawdę, oni być może szczęzną w piekle, a już na pewno dłużej będą w czyśćcu, ale w końcu poznają NASZEGO Boga… skoro tak kocham bliźniego, więc dlaczego MÓJ Bóg miałby im nie pokazać, jak jest doskonale współczujący, a ja przy okazji”). Słuchasz dobrej muzyki, więc ci debile nie mają gustu. Kochasz ją tak szczerze, i taki dla niej dobry jesteś, a ona chce cię zostawić, no suka no! A ci debile z pracy, a ci politycy, wszystkich nas tylko wkurwiają i ruchają NASZE obywatelskie prawa i wolności. Jesteś naprawdę pokrzywdzony przez los, tak niewiele dzieje się po twojej myśli. Tyle rzeczy na świecie musisz zanegować, wydrwić, obśmiać, wykląć, zdemonizować. Katolik wszędzie widzi diabelskie intrygi i czuje się kuszony przez kurwa niemal wszystko, co znajduje się poza jego Kościołem i kręgiem jego religijnych znajomych. Ateista dostrzega tyle religijnej głupoty i zła, że czuje się osaczony przez tych jebanych katolików, wszyscy działają na ich korzyść, no! Jest to zasadniczo kurewsko zabawne. Poczytaj katolickich autorów, a okaże się, że cały świat jest pochłonięty przez diabła, lewacką głupotę, postępowych debili, eurosocjalizm i ogólny ludzki występek, egoizm, moralny upadek. Oczywiście kiedyś Jezus razem z Bogiem przyjdą, wygrają, bo wygrać muszą, tamci w końcu opierają się na idiotycznych założeniach, więc upadną, nawrócą się, a Bóg jest wszechmocny i z pewnością da nam zbawienie. Oczywiście to nigdy się nie dzieje. Czekają dwa tysiące lat i poczekają kolejne parę. Ale weź do ręki tekst ateistyczny, a nagle okaże się, że zasadniczo póki co światem rządzą religijni debile, nie dają nam żyć normalnie, wszędzie się wpychają, politycy działają na ich korzyść, religia opium rządzi światem, a my ateiści, tacy mądrzy musimy żyć pośród tego religijnego fanatyzmu, który sprowadza całe zło na świat. Ale to się kiedyś zmieni, bo zmienić się musi, ludzie dojrzeją, wzrośnie im IQ, porzucą religijną głupotę i wszystko będzie dobrze. Oczywiście tak się nigdy nie dzieje. Więc jak to kurwa jest? Kto rządzi tym światem? Wszyscy zwalają ten mało zaszczytny obowiązek na kogoś innego. ONI rządzą! Dlatego jest tak źle, przecież to takie oczywiste, że gdyby było tak jak my chcemy, to byłoby super zajebiście! Nieważne kurwa kim jesteś, socjalistą, lewakiem, prawakiem, anarchistą, punkiem, metalem, tradycjonalistą, liberałem, ekonomistą, ateistą, katolikiem, arabem, judaistą, masonem, czy kimkolwiek kurwa innym. Działasz dokładnie w ten sam sposób, w jaki działają ci, którym tak bardzo współczujesz ignorancji.  
Musisz nienawidzić rzeczywistości, nawet jeśli twierdzisz, że ją kochasz, w końcu darem jest, czy coś tam. Istnieje w niej tyle rzeczy, które godzą w ciebie! Tylu ludzi, którzy widzą świat inaczej, niż ty. Tylu ludzi, którzy wyznają inne wartości niż ty! „A przecież wartości są kurwa obiektywne!”, „Jak on może twierdzić, że wartości są obiektywne, skoro są kurwa subiektywne!” Inaczej chodzą, inaczej się ubierają, lubią inną muzykę, głosowali na inną partię lub kurwa egoistyczni debile nie głosowali w ogóle. „Patrz kurwa, jak ty gotujesz te ziemniaki, nie wiesz jak to się robi, ja ci pokażę!”, „Te buty do tych spodni, pogięło cię?”, „Hahaha, on nie lubi piłki nożnej!”, „Nie martw się bracie, jeszcze się nawrócisz i przyznasz mi rację!” O tak… masz wiele różnych sposobów, żeby radzić sobie z tym wszystkim, co ci nie pasuje, co wywołuje twoje cierpienie. Możesz z tego drwić, krytykować to, śmiać się, być obojętnym, wskazywać na to jakie to debilne i nieracjonalne, współczuć, głaskać z politowaniem po głowie, obrażać się, uznawać to za potwierdzenie swoich racji, pomagać w zrozumieniu tych oczywistych błędów, spuścić wpierdol, wyzywać i tak wiele innych prymitywnych, lub subtelnych sposobów na radzenie sobie z tym wszystkim, czego tak naprawdę kurwa po prostu nie lubisz! Tak, dzięki za przyznanie mi racji, jesteś debilem. Nie przestaniesz cierpieć tak długo, jak będziesz chciał się pozbyć czegoś ze świata. Możesz nazywać to złem, głupotą, ignorancją, bezguściem, fanatyzmem, cokolwiek. Nie wiesz, że im bardziej próbujesz się czegoś pozbyć, tym bardziej to utwierdzasz. Sataniści zostają nimi z reguły, bo nie lubią chrześcijan i uważają ich za skończonych debili, więc skoro katole mówią, że satanizm to głupota, absurd i w ogóle coś najgorszego, to potencjalny satanista myśli sobie, skoro ci idioci tak tego nie lubią to musi być coś naprawdę zajebistego! Zawsze możesz powołać się na te informacje, które ci przyklaskują, oraz spokojnie zignorować to, co ci nie leży.
Lubisz przebywać z tymi, którzy myślą podobnie. Daje ci to wrażenie, że jest was wielu. Fajnie w grupie się poutwierdzać we własnych przekonaniach. Ale cierpienia to nie usunie. Czujesz się fajnie, bo wyznajesz idealną i prawdziwą religię. Religie są fajne, potrafią dać zajebistego endorfinowego kopa, zwanego potocznie bożą łaską, czy czymkolwiek innym. Wierzący wszystkich religii tego doświadczają! Naprawdę wierzysz, że islamski terrorysta potrafiłby przezwyciężyć instynkt samozachowawczy i wysadzić się w powietrze wraz z heretykami, gdyby chociaż na chwilę jego wiara nie dałaby mu jakiegoś mega zajebistego „duchowego” odczucia? On poczuł łaskę Allaha tak samo jak ty czujesz miłosierdzie Jezusa. Ta łaska to świetna sprawa, pośpiewasz w grupie parę religijnych pieśni, później pójdziesz do domu, pomodlisz się, w końcu zaczniesz adorować swego Boga i nagle zaczynasz czuć wytchnienie, ulgę, radość, miłość. Niewątpliwie otarłeś się o swego Boga! To naprawdę lepsze, niż heroina! Problem w tym, że to nie usuwa cierpienia. Mega dopływ endorfin, oraz innych naturalnych neuroprzekaźników się skończy i znów będziesz czuł się podle. No tak… Szatan nadal kusi na tym świecie, dalej trzeba walczyć o zbawienie. Na wszystko masz piękne i logiczne wytłumaczenia.
Problem z tym stanem „duchowej łaski” jest taki, że jakkolwiek fajny i przyjemny by nie był, pozwala ci dalej żyć w kłamstwie. Gdy to odczuwasz, wszystko ma sens, masz wrażenie, że wybrałeś słuszną ścieżkę, to jest dowodem! Cóż mogą ci powiedzieć ateiści wobec tego, czego właśnie doświadczyłeś? Ale to tylko wrażenie, gdyby tak nie było, odczuwałbyś to permanentnie, a nie tylko raz na jakiś czas. Odczuwasz to tak często, by wystarczyło przywiązać cię do twojej wizji świata. Niektórzy doświadczą tego tylko przy nawróceniu, ci którzy kontemplują i modlą się naprawdę intensywnie, nieco częściej. Sam sobie to robisz. Przyjemność i cierpienie wytwarzasz zawsze sam. Możesz mi wierzyć, lub nie, ale w ramach antropologicznego eksperymentu próbowałem osiągnąć to i jak najbardziej mi się udało. Pomimo, iż zasadniczo z żadnym teizmem nie mam nic wspólnego! Długa i intensywna kontemplacja chrześcijańskiej modlitwy, piękny stan radości i ufności. Modlitwa islamska, to samo! Poezja thelemiczna wychwalająca Dionizosa – również! Raz postanowiłem pójść na całość i zacząłem wychwalać kubek do herbaty. Napisałem ładną adorację i godzinę później, ten sam stan. Na krótką chwilę naprawdę uwierzyłem, że kubek jest Bogiem! W tamtym momencie to było takie sensowne i oczywiste! Oczywiście później endorfiny zeszły i po chwili chwały biedny kubek  utracił swój boski status. To generalnie bardzo fajnie, że możemy to odczuwać, ale przy ogólnej kondycji umysłów większości ludzi może to być niebezpiecznie. Doświadczone raz na jakiś czas może podwyższać naszą inteligencję, odświeżyć psychicznie i dodać sił (teraz już wiecie drodzy ateusze, skąd chrześcijanie mają tyle misyjnej energii). Ale może również uzależnić i oszukiwać, jeśli nie wiemy, skąd się bierze. Poza tym jest tymczasowe, oraz jak już mówiłem, nie usunie twojego pieprzonego wewnętrznego cierpienia.
Nie przestaniesz cierpieć, dopóki będziesz cokolwiek negować. Jeśli chcesz być szczery, masz tylko dwa wyjścia, pokochać cały świat (w tym samego siebie, jako jego integralną część), lub go całkowicie znienawidzić (w tym samego siebie, jako jego integralną część). Masz być gorącym kochankiem, lub zimnym skurwielem, nigdy letnią cipcią. Sam wybierz, co dla ciebie lepsze, choć ostrzegam, nie będziesz w stanie na dłuższą metę nienawidzić wszystkiego bez wyjątku. Powiem jeszcze raz to samo, lecz inaczej. Cierpisz, bo kochasz coś bardziej, a coś innego mniej. Cierpisz, bo jako pierdolony debilny egoista chcesz mieć pewne rzeczy, a parę innych chcesz wyrzucić jak najdalej od siebie. Sęk w tym, że miłość jest pieprzoną pełnią. Nie możesz kochać czegoś. Albo kochasz, albo nie. Miłość nie ma przedmiotu. Jest tylko podmiot miłości. Kiedy jest miłość, wszystko jest tobą. Nie krzywdzisz nikogo, bo wszystkich kochasz. Bo w miłości wszyscy są częścią ciebie, a ty jesteś częścią innych. Jeśli nie potrafisz kochać swych wrogów, tych którzy w jakikolwiek sposób ci przeszkadzają, nie znasz miłości. Jeśli kochasz tylko tych, którzy kochają ciebie, nie znasz miłości – jesteś tylko psychicznie uzależniony. Jesteś egoistą, który dzięki miłości drugiej osoby chce poczuć się szczęśliwy. Pierdolona z ciebie ciota. Ty ją kochasz, bo ona cię kocha. Ona cię kocha, bo kochasz ją ty. Oboje czujecie się fajnie, przez jakiś czas, to erotyczny odpowiednik duchowej łaski, dokładnie ten sam narkotyk. Ale prawdziwej miłości w tym nie ma.
 Nie potrafisz kochać, nie potrafisz przestać cierpieć, z wielu powodów. Jest to dla ciebie za proste. Dokładnie tak, jesteś tak tępy, że potrafisz robić i osiągać jedynie rzeczy skomplikowane, prostota miłości przekracza twój debilny intelekt. Nie potrafisz kochać, bo miłość nigdy nie oczekuje niczego w zamian. A ty zawsze czegoś chcesz. Miłości, seksu, przytulenia, odpowiedzialności, zbawienia, mieszkania, dobrej pracy, dzieci, braku śmierci, braku ludzi o gorszących cię zachowaniach i poglądach, przyjemności, spokoju, łatwości, wolnego czasu, wzajemności, uśmiechu, dobrego słowa, pogłaskania po główce, pochwały, społecznej aprobaty, akceptacji przez innych, oraz nieskończonej ilości innych rzeczy. Jeśli życie kopnie cię w tyłek, stracisz pracę, rzuci cię dziewczyna, piła do drewna odpierdoli ci kutasa, ptak nasra ci na włosy przed randką, czujesz się źle. Nie kochasz wtedy życia, co? „Czemu tak jest?! Czemu życie jest niesprawiedliwe i okrutne, czemu im się powodzi a mi nie? Moje życie jest chujowe!” Obwiniasz wszystko, czasem siebie, częściej innych, generalnie całą rzeczywistość. Nie potrafisz kochać. Zawsze oczekujesz wzajemności. „Kocham Cię Boże, ale pomóż mi wytrwać w wierze.”, „Kocham cię, ale znajdź pracę.”, „Kocham cię, umyj podłogę.”, „Kocham cię, pójdź na medycynę synku.”, „Kocham cię, chodź się pieprzyć.”, „Kocham cię, widziałem zajebisty samochód.” Rzeczywistość jest fajna, gdy nam się wiedzie, ale gdy zaczyna się walić, wtedy twoja miłość znika. Sęk w tym, że miłość nie znika, jest zawsze i wszędzie. Nic nie musisz robić, rzeczywistość i miłość nic nie muszą robić, one po prostu są. Jeśli twoja miłość znika, chwieje się, potyka, to nie jest to prawdziwa miłość kurwo!
Jest to dla ciebie niewyobrażalne, co? Komuś spalił się cały dom, a on w odpowiedzi tańczy i śmiejąc się wesoło krzyczy: „Zajebiście! I tak mi się znudził!” Pomimo tego, że włożył w ten dom oszczędności  całego życia. Pewnie wierzysz, że nikt, ale to nikt by tak nie zrobił, a nawet gdyby, to byłby skończonym debilem. Problem w tym, że on jest normalny, a ty jesteś idiotą. Pogódź się z tym. Oczywiście ja to wszystko doskonale rozumiem. Tyle w końcu w to wszystko zainwestowałeś. Tyle trudu i pracy cię kosztowało, żeby coś osiągnąć. Jeśli to stracisz, zmarnujesz tyle lat życia. Dokładnie!!! Sęk w tym, że i tak to stracisz ze 100% prawdopodobieństwem. Stracisz szybciej lub później. Nawet te wszystkie szlachetne idee w twojej głowie, z których jesteś taki kurwa dumny przestaną być twoje w chwili niedotlenienia twojego mózgu. Tak naprawdę nic nie posiadasz, prawo własności to chuj, tak naprawdę nic takiego nie istnieje. Nic nie miałeś, nic nie masz, nic nie będziesz miał. Wydaje ci się, że coś posiadasz, a później płaczesz, gdy okaże się że jednak nie posiadasz, bo to zniknęło, zostało skradzione, zniszczone, wzięte przez bank za niespłacony kredyt. Gdybyś naprawdę coś posiadał, nikt nie byłby w stanie ci tego zabrać. Ale nie posiadasz nic, więc wszystko możesz stracić. Nie posiadasz, a jedynie użytkujesz przez krótką chwilę. Nie mniej, nie więcej. Czy powoli zaczyna docierać do ciebie, że cierpienie jest twoim wyborem? Bo szczerze przestało mnie bawić tłumaczenie ci tego wszystkiego, niczym ostatniemu osłowi. Tym bardziej, że nadal jesteś w stanie umysłu pt. „Co on pierdoli? Takich głupot już dawno nie czytałem!”
Dla odmiany kolejne ćwiczenie zen mego autorstwa. Rozbierz się do naga. Tak kurwa, do naga wstydliwa cipo. Masz być sam, choć nawet wtedy pewnie będziesz czuł się niekomfortowo. Nieważne jaki masz światopogląd, przybywanie nago samemu w pokoju, gdy nikt nie widzi nie powinno być dla ciebie niczym strasznym, no chyba że kąpiesz się w kąpielówkach, jak niektóre cipy, hę? Poczuj się dobrze! Właściwie tutaj opis ćwiczenia powinien się skończyć, ale taki idiota jak ty pewnie nie wie, jak to zrobić. Więc tak: Jesteś nago, fajnie jeśli masz lustro i możesz widzieć swoje nagie ciało. Idealnie będzie w momencie, gdy przestaniesz się czuć w jakikolwiek sposób skrępowany swoją nagością. Chyba rozumiesz zresztą, jakie debilne jest czucie skrępowania wobec swojej własnej nagości, prawda? Prawda? Prawda? Zasmucasz mnie… Możesz włączyć fajną muzykę i zacząć nago tańczyć, jeśli nie umiesz tańczyć będziesz czuć się tym bardziej głupio. I o to chodzi! Tańcz i wygłupiaj się, jeśli możesz sobie na to pozwolić, wydawaj głośne i głupie dźwięki. Baw się kurwa! Dokładnie tak! Czyń tak minimum pół godziny, a najlepiej całą. Powtarzaj praktykę tak długo, aż poczujesz się swobodny, prawdziwy i wolny. Gratulacje, właśnie znalazłeś się jeden krok bliżej człowieczeństwa. Możesz oczywiście zrobić to wspólnie z kimś, wtedy efekty będą o wiele lepsze, ale nie oszukujmy się, nie masz na to odwagi, boś cipka. Swoją drogą, skoro już jesteśmy w temacie, czy ty też uważasz, że lizanie cipek jest wspaniałe? Naprawdę, coś niesamowitego! Te różowiutkie wargi i ściekające soczki, cudowna ciepła delikatność muskająca twój język i usta… Mmmmm. Rozmarzyłem się. Ciekawe, czy ssanie kutasa jest tak samo przyjemne… Chyba cię nie zniesmaczyłem, co? Debilku ty mój.
Wracajmy jednak do cierpienia, nie mam na razie dużo więcej do powiedzenia, jeszcze kiedyś to rozwinę. Masz po prostu przestać cierpieć. Zaakceptuj wszystko, całą rzeczywistość. Ssij cudowne soczki kosmicznej waginy, nawet jeśli masz mylne wrażenie, że czasem nieco zalatują rybką. Tak naprawdę zawsze pachną mistycznym kwiatem lotosu. Przestań kurwa cierpieć! Na chuj to robisz? Przestań być jebanym masochistą. Pierdol to, że masz tyle wad, pierdol to, że masz jebane zalety. Pierdol te ułomności, swoje i innych, pierdol ograniczenia, uwarunkowania, pomyłki. Niechaj sobie są, jeśli je polubisz, same znikną, bo nie są niczym innym jak tylko wypaczeniem twojej natury którą kiedyś w toku społecznego warunkowania zanegowałeś. Wszystkie wady zmienią się w piękne i naturalne cechy, jeśli tylko je pokochasz i pozwolisz im być. One też mają prawo istnieć. Jak wszystko na tym świecie. Porada więc ostatnia. Jak przestać cierpieć? Unaocznij w sobie piękne zrozumienie: „O… Cierpię… Zajebiście!” 
Kończąc. Wierzcie mi, lub nie, ale pisanie tego pozornie cynicznego, zepsutego, wulgarnego tekstu przysporzyło mi wiele radości. Mam nadzieję, że na was podziała tak samo. Dzisiaj, lub kiedyś indziej.

3 komentarze:

  1. Im więcej tego czytam tym bardziej czuję się jak kurwa, ciota bez jaj, pozer, szmata, niedorozwój i emocjonalny zjeb nie będący w stanie samodzielnie myśleć. Nie przestawaj. :*

    OdpowiedzUsuń