Biohazard!

Zanim zagłębicie się w lekturę, muszę was ostrzec. Poszczególne wpisy mogą zawierać (a najprawdopodobniej będą) treści nieodpowiednie dla statystycznego "obywatela" planety Ziemia z gatunku Homo sapiens sapiens. Jeżeli należycie do szerokiego grona osób, które można w jakikolwiek sposób urazić, nie życzycie sobie, by obrażano was, wasze rodziny i znajomych, nie życzycie sobie, by obrażano wasze uczucia (czy to religijne, czy filozoficzne, społeczne, osobiste, cokolwiek sobie wymyślicie), dla własnego dobra opuśćcie tę stronę. Nie spotka was tu nic dobrego. Treść jest przeznaczona głównie dla ludzi posiadających spory zapas psychicznego dystansu praktycznie wobec wszystkiego, głównie do rzeczy i zjawisk związanych z ich osobistą strefą. Mówiąc jeszcze inaczej, blog ten może zawierać (i najprawdopodobniej będzie) treści najgorszego rodzaju, wliczając w to herezje, dewiacje, opisy szaleństwa i psychopatologii, opisy przepełnione obrzydlistwem i pełne nienawiści do różnorakich zjawisk. Będą tutaj nagminnie obrażane wasze religijne odczucia, zostaną zmieszane z błotem wszystkie wasze teorie, idee, autorytety i bogowie, których wyznajecie. Przede wszystkim będę nieustannie starał się zniszczyć was samych poprzez obrażanie was, wyzywanie, drwienie i bezcelowe szyderstwo, życzenie wam wszystkiego najgorszego, oraz permanentne podkopywanie waszego dobrego samopoczucia. Oczekujcie najgorszego. Nade wszystko, odejdźcie, póki jeszcze możecie.

wtorek, 17 stycznia 2012

Syriusz wlepia swe psie ślepia w antenki twego nerwowego układu.

11 stycznia obchodziliśmy piątą rocznicę śmierci Roberta Antona Wilsona (chyba nie muszę wam przedstawiać tego świetnego pisarza, okultysty i filozofa?), w związku z czym zarówno dyskordianie z całego świata, jak i wielu innych sympatyków twórczości tego miłego pana obchodzi tydzień z RAW. Ja ze swojej strony pomagając ojcu sprzątać piwnicę w piątek 13 odnalazłem tam książkę autorstwa RAW, "Kosmiczny spust", którą to pożyczyłem mu dobre parę lat temu. Przypadek? Nie sądzę :) Wchłonąłem ją dla przypomnienia jeszcze w ten sam dzień, co potwierdziło starą regułę Heraklita, że nie da się dwa razy przeczytać tej samej książki, bo za każdym razem odnajdziemy w niej coś innego. Widać, że przynajmniej trochę dojrzałem od czasu ostatniej lektury, bo zrozumiałem więcej, niż za pierwszym razem. Co jest miłe, bo od jakiegoś czasu miałem wrażenie, że co najwyżej dreptam kółka w miejscu. 
Ale nie w tym rzecz, żeby się tylko beztrosko chwalić. Wujek Wilson ma wspaniały dar tłumaczenia rzeczy zawiłych w taki sposób, że nawet ostatni debil jest w stanie to zrozumieć, jeśli tylko ma nieco dobrej woli i włoży w to trochę wysiłku. Dlatego polecam wszystkie jego książki, tym którzy lubią myśleć, oraz nie mają nic przeciw temu, gdy ktoś ukazuje im radykalnie inne sposoby widzenia rzeczywistości.
Lektura "Kosmicznego spustu" w pewnym sensie nawróciła mnie na dobre tory. Od dłuższego bowiem czasu wiedziony duchem taoizmu, buddyzmu zen, oraz filozoficznej teorii Ciarana Healy'ego o braku "Ja" (w sensie, nie istniejesz suko!) stałem się tak sceptyczny wobec umysłu, oraz jego wytworów (czyli głównie myśli), że starałem się negować je w każdej możliwej chwili, by nie ulegać ich podstępnej naturze. Jednak wilsonowska teoria tuneli rzeczywistości, oraz postulat umysłu badającego umysł przypomniały mi, że przecież istnieją sposoby posługiwania się myślami w sposób, który nie musi znacząco zniekształcać rzeczywistości. Dla przykładu Healy traktuje myśli raczej jako żywe, choć niefizyczne pasożyty żerujące na świadomości, które walczą same ze sobą o ewolucyjną dominację w ekosystemie umysłu, nie zdając sobie nawet sprawy z istnienia zewnętrznej, obiektywnej rzeczywistości. Co oczywiście może prowadzić do bardzo nieprzyjemnych skutków. Healy jako narzędzie podaje jedynie szczerość, oraz nieustanne porównywanie wytworów myśli z obiektywnym światem. Metoda jest oczywiście dobra, ale podejście to ma pewne wady. Po pierwsze pomimo absurdu utożsamiania się z myślami, traktowanie ich jako wrogów jest również dość mylące. Myśli po prostu są, ponadto zbyt wiele wskazuje na to, że są normalną częścią ludzkiego organizmu, pomimo wielu wad (które wynikają głównie z niewłaściwego rozumienia ich natury) ich użyteczność jest niesamowita. Wydaje się, że jako ewolucyjny wynalazek, myślenie jest jeszcze dość młode, a przy tym nieraz jeszcze  toporne i chaotyczne. Zbyt łatwo jeszcze jest się pomylić, zafiksować, czy zwariować używając myślenia, ale nie jest to dowód na ich pasożytnictwo. Zmysł myślenia jest po prostu jeszcze w fazie prototypu, jeszcze wiele czasu będzie nam trzeba, by go doszlifować i udoskonalić. Dlatego warto wybrać drogę środka. Owszem, uczmy się sztuki nie-myślenia, przebywania poza umysłem w stanie tu i teraz. Uczmy się odróżniać wrażenia zmysłowe od myślowych etykiet, obserwujmy, jak niedoskonałe są myślowe mapy tworzone przez nasz umysł w porównaniu z realnymi doznaniami. Ale nauczmy się również myśleć. Używajmy umysłu, ćwiczmy go, badajmy umysł nie tylko koncentracją, obserwacją, szczerością i świadomością ale również samym umysłem. A później badajmy umysłem umysł badający umysł. Niechaj zenistyczny nawyk kwestionowania wszystkiego nauczy nas, jak rozsądnie posługiwać się intelektem. Tak naprawdę myślenie jest jest problemem, a jedynie pseudo myślenie, czy po prostu niekontrolowane wytwarzanie myśli. 
Do tej pory było spokojnie, więc pora na kilka przykładów, w których będziemy mogli bezwstydnie poszydzić z nielubianych przez nas grup społecznych. Będąc poprawnym okultystycznie ponaśmiewamy się z katolików, bo nie są oni targetem tego bloga, więc jest nam to obojętne, czy się obrażą. Ale najpierw trochę o myśleniu. Klasyczne podejście zakłada, że prawidłowe myślenie pozwoli zbudować nam jednolity system, który w końcu odsłoni przed nami prawdę. Musimy jedynie odnaleźć prawidłowe aksjomaty, czyli założenia. Problem jest tylko taki, że założeń nie da się udowodnić, ponieważ by to zrobić, musielibyśmy najpierw stworzyć niezawodny system weryfikujący założenia, a nie jesteśmy w stanie takiego stworzyć bez przyjęcia jakichś innych założeń. I tak w nieskończoność. Problem ten próbuje się pominąć przez wzięcie założeń zgodnych nie tyle z myśleniem, co ze zdrowym rozsądkiem. Aksjomaty mają być to twierdzenia, z którymi każdy się zgodzi bez chwili zastanowienia. Przez długi czas jakoś to działało, ale w końcu zawsze znajdzie się ktoś, kto coś zaneguje, a sam zdrowy rozsądek jest mylący. W końcu to on mówi nam, że ziemia jest płaska, że słońce wschodzi i zachodzi, a także, że Bóg istnieje, lub, że go nie ma. Wilson odrzuca jednak klasyczne, arystotelesowskie podejście na rzecz logiki kwantowej, oraz multirzeczywistości. W skrócie? To, co nazywamy rzeczywistością, jest efektem korelacji między "rzeczywistością zewnętrzną" a naszymi zmysłami, oraz układem nerwowym. Wszystko co istnieje w naszej świadomości nie jest realne w klasycznym sensie, a jest jedynie informacją wytworzoną przez nasz mózg w wyniku interpretacji danych zebranych przez zmysły. Umysł jest zmysłem specyficznego rodzaju, ponieważ sam nie gromadzi danych, a jedynie przetwarza te, które zostaną mu dostarczone. W wyniku gromadzenia danych w umyśle tworzy się tunel rzeczywistości, czyli umysłowa interpretacja rzeczywistości stworzona w wyniku obróbki wszystkich danych zmysłowych, jakie zostały do tej pory dostarczone. Jest więc to mapa, która próbuje odzwierciedlić to, co do tej pory zobaczyliśmy. Oczywiście mapa jest mniejsza i mniej dokładna od wszystkich naszych obserwacji. Z drugiej strony posiada abstrakcyjne rozważania i ogólne teorie, które nie wynikają bezpośrednio z tychże obserwacji.  Problem polega na tym, że wiele elementów naszej mapy może być błędnie zinterpretowanych. Nasza mapa w pewnych miejscach może być źle narysowana. Innym problemem jest to, że większość ludzi uważa, że mapa w ich głowie jest rzeczywistością. Ponadto wielu ludzi przywiązuje się do swej mapy (co ma związek z problemami poprzednimi), przez co: 
- stają się ślepi na mapy rzeczywistości stworzone przez innych ludzi
- stają się ślepi na dane zmysłowe, które wskazują na błędne elementy ich map
- robią wszystko, co w ich mocy, by reszta ludzi zaczęła posługiwać się ich mapą, co prowadzi do nieuchronnych konfliktów, oraz problemów z komunikacją.
- przestają myśleć
- utożsamiają się z pewnymi fragmentami swych map nazywając je "Ja"
RAW proponuje, by próbować stworzyć jak najszerszy tunel rzeczywistości, a wręcz by stworzyć wiele tuneli, czyli wiele modeli interpretacyjnych. Jednocześnie wstrzymując się od wiary w jakikolwiek z nich. Każda mapa zawiera zestaw informacji, który lepiej, lub gorzej oddaje teren, który próbuje opisać. Im więcej mamy map, tym stajemy się inteligentniejsi. Więcej map, to więcej możliwości reakcji na daną sytuację. Klasyczne podejście mówi, że mając dwie różniące się mapy, przynajmniej jedna z nich się myli. Jest to jednak fałsz. To po prostu dwa różne modele interpretacyjne. Jeśli jesteśmy w lesie, możemy mieć dwie mapy, jedna pokazuje nam rozmieszczenie drzew, oraz turystyczne ścieżki, a druga ukazuje historyczny zapis tego, jak zmieniały się granice krajów tego terenu na przestrzeni różnych lat. Obie mapy ukazują różne elementy. Mając obie wiemy więcej. Nawet jeżeli mamy dwie mapy próbujące pokazać to samo, a dochodzące do różnych wniosków, również wygrywamy. Bo jedna może mylić się w takich miejscach, w których rację ma druga i vice versa. Raczej nie będzie tak, że jedna mapa będzie prawidłowa w stu procentach, a druga będzie fałszywa w każdym calu. Zresztą posiadanie fałszywej mapy również ma zalety, bo możemy uczyć się, jak nie popełniać błędów na podstawie błędów czyichś. To, co warto jeszcze wiedzieć o mapach, to fakt, że każda mapa się dezaktualizuje. Wiedza prawdziwa dwa tysiące lat temu dziś może być fałszywa. Jeśli stworzymy mapę lądu, to na odpowiednio długiej linii czasu ląd ten zmieni swój kształt tak bardzo, że mapa stanie się całkiem bezużyteczna. Aktualizuj więc swoje mapy jak najczęściej. 
Ale czas ponaśmiewać się z katolików, jak to było obiecane. Tomasz był wychowany w konserwatywnej rodzinie i przejął wiarę po swoich rodzicach. Chodził do kościoła, czytał biblię, oraz udzielał się w kółku oazowym. W wyniku tego w jego głowie powstała solidna mapa rzeczywistości, która jak mniemał nadawała sens jego życiu, oraz wyjaśniała wszystkie zjawiska rzeczywistości. Wiedział, że Bóg umarł za jego grzechy, że wszyscy muszą przyjąć Jezusa, oraz że po śmierci trafi do nieba.W wyniku tego nieustannie próbował nawrócić swego brata Grzegorza, który jako czarna owca w rodzinie uważał się za ateistę.  Tomasz nie czuł się dobrze ze swym bratem, bo gdy próbował mówić mu o wierze, ten się tylko śmiał, a pewnego razu w czasie długiej dyskusji nazwał Jezusa gejowskim pedofilem. Tomasz nie mógł znieść tej obrazy. Wiedział, że Jezusowi jako zbawcy należy się szacunek za całą miłość, którą obdarza ludzkość. Nikt nie mógł traktować w ten sposób bożego syna. Doszedł do dość prostej konkluzji, że jego brat jest opętany. To było oczywiste, nie chciał przyjąć bożej łaski, ani nawet bożego istnienia. Jego serce musiało być więc zimne i twarde, bo kto odrzuca miłość? Modlił się często o duszę Grzegorza, bo cóż innego miał czynić? Nie potrafił z nim normalnie rozmawiać, własny brat wydawał mu się obcym człowiekiem. Tymczasem Grzegorz chodził podminowany, bo jego własny brat nie potrafił go zrozumieć. Zastanawiał się, jak jego brat, taki inteligentny, mógł wierzyć w tak oczywiste bzdury. Pewnego razu tak długo pieprzył farmazony, przekonywał, że powinien czuć się winny, nazywał grzesznikiem i próbował wmówić, że nie będzie szczęśliwy tak długo, jak nie przyjmie Jezusa do swego serca. W końcu psychicznie nie wytrzymał i powiedział parę słów za dużo. Nie miał nawet tego na myśli, religia była mu obojętna, ale po prostu puściły mu nerwy. Rozumiał brata, ale nie potrafił pokazać mu, że można myśleć inaczej o tym wszystkim. Tomasz tymczasem nakręcał się coraz bardziej i zaczął zauważać coraz więcej symptomów opętania swego brata. Nie modlił się przed posiłkami, zawsze, gdy rozmowa schodziła na temat Boga, reagował gniewem, nie chciał mieć żadnych świętych obrazków, krzyża i różańca w swoim pokoju. Objawy były coraz bardziej oczywiste...
Dwa światopoglądy, dwie różne historie, dwa sposoby widzenia świata. Katolik nie jest w stanie zobaczyć, że ktoś nie podziela jego uniwersalnych wartości. Dla niego jest oczywiste, że można osiągnąć szczęście jedynie przez wiarę, że jesteśmy grzeszni i bez Boga każdy będzie błądził. Kiedy ktoś myśli inaczej, zaczyna mu współczuć i próbuje pokazać właściwą ścieżkę. Nie może przyjąć do wiadomości, że ateista może mieć rację, lub nawet tylko, że ma inne spojrzenie,inne priorytety. Ateista w jego oczach musi być biedakiem i nieszczęśnikiem, bo wizja szczęśliwego, spełnionego ateisty który autentycznie radzi sobie wspaniale bez Boga byłaby zabójstwem jego wiary. Jego tunelu rzeczywistości. Wiara wymaga totalnego podporządkowania i ufności. W normalnych warunkach wątpliwość jest oznaką inteligencji, ale w religii staje się wyrazem słabości. Kwestionowanie czegoś staje się grzechem, choć jest tylko czynnością prowadzącą do poznania i lepszego rozumienia. Ateista może jeszcze jako tako wyobrazić sobie, jak to jest wierzyć. Ale wierzący nigdy nie zrozumie ateisty. Oczywiście katolicy często w swych pismach "przenikliwie obnażają" ateizm we wszelkiej postaci, ale ich argumenty (które jak sami mniemają, odwołują się do uniwersalnej natury człowieczeństwa, świata i zdroworozsądkowej logiki) wypowiadane z dzikim tryumfalizmem w oczach ateisty mogą być skwitowane co najwyżej obojętnym, przepełnionym politowaniem uśmiechem. Gdyby katolicy naprawdę potrafili wczuć się w pozycję ateisty, satanisty, buddysty, czy nawet świadka jehowy, spojrzeć na świat ich oczami, zobaczyliby coś zupełnie nowego, zupełnie im nieznanego. Ale nie robią tego, bo są zbyt zajęci wymyślaniem dowodów na wyższość katolicyzmu nad wszystkim innym. Swoją drogą, najgorsi są chyba nawróceni ateusze. Oraz nawróceni "okultyści". Zmieniają się w fanatyków najgorszego rodzaju, a że bywają inteligentni, potrafią krzesać naprawdę ciekawe teorie. Najciekawsza jest w nich ta niepohamowana chęć, by wytłumaczyć WSZYSTKIM, dlaczego jednak się mylili i to  katolicyzm jest najzajebistszy. Co, z tego, że ateistom zdarza się nawracać na wszystkie możliwe religie, ale to ich nawrócenie, do TEGO Kościoła jest właśnie prawdziwe. Komu chcą to pokazać, innym, czy może jednak sobie?
Posiadanie światopoglądu zwalnia od myślenia. To oczywiste. Wiesz już, czym jest rzeczywistość, teraz musisz tylko wytłumaczyć to innym. Nie trzeba już myśleć, to znaczy trzeba - myśleć nad tym, by pokazać innym, że to my mamy rację. Pieprzyć to, ja nie wierzę w nic. Ktoś mówi mi, że ma rację? Jasne stary, zajebiście! Masz rację, że Bóg mnie kocha, a teraz wybacz, bo idę teraz na kółko oazowe uprawiać zbiorowy seks z chrześcijańskimi dziewicami, nikt nie ma takiej smacznej krwi, jak one! Słyszeliście, jak katolicy lubią powtarzać, że trzeba w coś wierzyć? Nie wierzysz w Boga, to wierzysz w naukę, czary,  siebie, zabobony, chuje muje, latające penisy gwałcące niedogotowany makaron. Chuja prawda, nie wierzę w nic. I chuja mnie obchodzi, jeśli mi nie wierzysz, lub nie rozumiesz jak to jest możliwe. Nie wierzę w istnienie świata i nie wierzę w nie-istnienie świata. Jebać idealizm na równi z realizmem. Jebać naukę tak samo jak religię. Jebać racjonalizm i jebać surrealizm. Jebać mistyków, new age i fizykę kwantową. Jebać wyobrażenia, jakie mam na temat samego siebie, jebać wszystkie kraje świata, ale najbardziej Polskę. Jebać anarchizm. Jebać wszystko. Jebać nihilizm. Nie wierzę w nic. Owszem, posługuję się wieloma informacjami, teoriami, czy własnymi przeczuciami, czy przeświadczeniami. Jeśli widzę, że coś działa, ufam temu, ale nie wierzę w to. Jeśli znajdę lepszą teorią negującą pierwszą, przyjmę ją nie odrzucając pierwszej. Wszystko może się przydać. Nic nie jest prawdziwe, wszystko jest możliwe - jak mawiał wujek Hassan. Oto moja dewiza, nie jest prawdziwa, po prostu użyteczna w weryfikowaniu innych dewiz.
Na zakończenie, obiecane szyderstwo: Katolicy to rodzaj żałosnych kalek emocjonalnych, ludzie nie radzący sobie w życiu, których mamy w dzieciństwie nie przytulały, więc czują się niekochani. To poczucie niekochania jest tak silne, że zmienia się w odrzucenie. Rzutują to odrzucenie na cały świat, przez co wydaje im się niedoskonały i grzeszny. Nikt ich nie chce pokochać, bo są generalnie tępi i wkurwiający. Myślą, że są ostoją moralności, jednak moralność w ich wydaniu oznacza - nie robienie wielu rzeczy będących w naturze człowieka ze względu na to, że jesteśmy zbyt chujowi i zbyt słabi by je robić bez skaleczenia się, bo nie znamy umiaru, więc wierzymy że nikt go nie zna - z czego jesteśmy cholernie dumni, oraz lubimy współczuć ludziom, którzy nie chcą nas słuchać i robią to, czego my nie chcemy. Wymyślili sobie więc, że istnieje bozia, która ich kocha (skoro nikt inny nie chce), a że bozia jest ich imaginacją nie zgłasza sprzeciwu. Głęboko wierzę w to, że dobitnym i niepodważalnym dowodem na nieistnienie Boga jest fakt, że gdyby istniał, już dawno ukazał by się światu, nawet wbrew wszystkim swoim planom, tylko po to, by powiedzieć katolikom: "Odpierdolcie się ode mnie, jebane debile, nie kocham was, nie chcę mieć z wami nic wspólnego, jesteście kreacyjną wpadką po pijaku, spuściłem się na zdechłą rybę, a wy się urodziliście, spierdalać! Tak naprawdę sataniści to mój naród wybrany, jebane katolickie cioty!" Prawda, że ta chłodna logika bije wszystkie teologiczne dysputy na głowę? Najzabawniejsze jest to, że wierzą w to, że Bóg za nich umarł, hahaha! Myślą, że przez to pójdą do nieba, ale chuj tam, skoro sprawia to, że czują się lepiej to delikatny chuj im w dupę. Wierzą też, że Bóg spuścił się na Maryję, przez co porodziła syna transwestytę, który robił orgie z dwunastoma innymi debilami. "Och... przyjmij mojego ducha świętego, otwórz się na jego świetlisty wytrysk, cóż za ekstaza, oto królestwo niebieskie" "Och, zaprawdę jesteś synem bożym, wypędź ze mnie złe demony, niech twoja łaska wejdzie w mą niegodziwość niczym wielbłąd w ucho igielne!" "Odpuszczam ci twoje grzechy, moje nasienie trafiło na żyzną glebę!" "Ci, którzy dojdą pierwsi, będą ostatnimi, którzy zliżą!" 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz